dorena-wm / Foter.com / CC BY-ND |
Święty Augustyn (354 – 430) jako
młodzieniec uważał, że chrześcijaństwo jest religią niegodną człowieka
wykształconego. W swojej młodości dotknął niemalże każdego grzechu. Nic –
ani ludzka miłość, ani wykształcenie, ani prestiż, ani wysokie dochody –
nie dawało mu szczęścia. Doświadczał głębokiej pustki duchowej. Pewnego
dnia natknął się na zdanie św. Pawła Apostoła: „Żyjmy przyzwoicie jak w
jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu,
nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa
i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13,
13-14). W swoich Wyznaniach napisał: „Ledwie doczytałem tych
słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło
ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się
rozproszyła”. Po swoim radykalnym nawróceniu przyjął chrzest, sprzedał
swój majątek i rozdał go ubogim. Został kapłanem, potem biskupem,
nauczycielem i pisarzem. Owocem jego pracy jest ponad sto wybitnych
dzieł dotyczących najtrudniejszych i najważniejszych problemów
teologicznych oraz filozoficznych (oprac. na podst.: Księga Świętych, nr 20).
Oto jak ten wybitny doktor Kościoła wyjaśnia kwestię zabobonów:
Ojcze Augustynie, czytam Twoje dzieło „O nauce
chrześcijańskiej” i przecieram oczy ze zdumienia: to, co ponad półtora
tysiąca lat temu napisałeś na temat zabobonów, tchnie taką świeżością,
iż wydaje się, jakbyś to dziś pisał – ku przestrodze osób zajmujących
się horoskopami, wróżbiarstwem, magią, bioenergoterapią itd. Powiedz,
Ojcze, co rozumiesz przez pojęcie „zabobon” i co ono w praktyce oznacza.
Zabobonne jest to wszystko, co ma służyć oddawaniu czci boskiej
stworzeniu albo jakiejś jego części, zasięganiu rad demonów oraz
wchodzeniu z nimi za pomocą znaków w układy i przymierza, jak to ma
miejsce w machinacjach przy sztukach magicznych.
Co do oddawania boskiej czci stworzeniu, to przychodzą mi na
myśl rozmaite sesje, kursy, seanse itp., w czasie których ubóstwia się
„energie”, wyśpiewuje pieśni pochwalne na cześć „niebieskiego płomyka”
(joga), czy też mianem „bóg” określa się samego człowieka. Co jeszcze,
Ojcze Augustynie, zaliczyłbyś do zabobonów?
Do zabobonów zalicza się tysiące najbardziej niedorzecznych
praktyk, na przykład deptanie progu, gdy przechodzi się przed swoim
domem; wchodzenie znowu do łóżka, kiedy wkładając już obuwie, kichnie
się; wracanie do domu, jeśli przy wyjściu człowiek się potknie... Kiedy
myszy zjedzą odzież, zabobonem jest martwić się bardziej z powodu
przyszłego nieszczęścia niż z wyrządzonej szkody. Tu można przytoczyć
powiedzenie Katona, który gdy ktoś go zapytał, co ma znaczyć, że myszy
zjadły mu żołnierskie buty, odparł, że nie ma w tym nic strasznego. Jego
zdaniem straszne byłoby to dopiero, gdyby myszy zostały zjedzone przez
buty.
Z tego wszystkiego rzeczywiście można się uśmiać. Ale oprócz
tych jawnych niedorzeczności istnieją inne praktyki zabobonne, które
przez wielu ludzi traktowane są całkowicie na poważnie…
W kategorii zabobonu – lecz niestety w formie bardziej
szarlatańskiej – mieszczą się też pisma wieszczów i wróżów. Do niej
także zaliczają się amulety oraz cudowne leki, potępiane nawet przez
medycynę, albo jakieś przedmioty zawieszane, przywiązywane czy
przykładane nie dla ulżenia ciału, lecz ze względu na jawny lub utajony
zabobon.
No właśnie: nikt nie potrafi wytłumaczyć, jak owe talizmany
(pierścienie, wisiorki itp.) działają, a jednak wierzy się, że „to
działa” – na przykład chroni przed nieszczęściem, chorobami, wypadkami
itd. Ale mówisz, Ojcze, że problem tego rodzaju zabobonu dotyczy także
„leków” odrzucanych przez samą medycynę. O co tutaj chodzi?
Przecież co innego jest powiedzieć: „jeśli wypijesz ten napar z
suchych ziół, żołądek przestanie cię boleć”, a co innego: „jeśli to
ziele powiesisz na szyi, żołądek przestanie cię boleć”. W pierwszym
przypadku stwierdza się zdrowotne działanie, tu potępia zabobonne.
To co myśleć, Ojcze Augustynie, na temat problemu, jakim jest
dziś stosowanie leków homeopatycznych? Środowiska medyczne zasadniczo
dystansują się od nich, choć istnieje grono lekarzy twierdzących, że
preparaty te pomagają w uzdrowieniu. Faktem jednak jest, że nikt nie wie
tak naprawdę i nie potrafi wytłumaczyć, z jakiej racji preparaty te
(podobno) działają. Wiadomo natomiast, że wynalazca homeopatii,
niemiecki lekarz Samuel Hahnemann, poddawał je procesowi, który określał
mianem „potencjalizacji”. Polegało to na rytualnym wielokrotnym
wstrząśnieniu naczynia z wodą, w której znajdowała się substancja
lecznicza. Ale problem w tym, że tej substancji w lekarstwie, które się
spożywa, już nie ma nawet w ilości śladowej. To tak, jakby tabletkę
rozpuścić w jeziorze i twierdzić, że woda z jeziora uzdrawia... Obecnie
do przemysłowej produkcji leków homeopatycznych na ogół używane są
maszyny, które potrząsają roztworami różnych substancji i w ten sposób
nadają im rzekomo lecznicze właściwości. Zwolennicy tej metody przeczą,
jakoby chodziło tu o jakieś magiczne działanie.
Niemniej nawet wtedy, gdy nie występują zaklęcia, inwokacje czy
znaki magiczne, często zachodzi wątpliwość, czy rzecz, jaką ludzie
aplikują dla uleczenia ciała, ma moc naturalną, której spokojnie należy
się poddać, czy też wynika ona z jakiejś siły magicznej.
No właśnie, wierzący chrześcijanie mocno podejrzewają, że
istotnie działa tu magiczna moc. Ale skoro pomaga – jak niektórzy
twierdzą – to czy może być ona szkodliwa i zła?
Mocy magicznej rozsądny chrześcijanin powinien tym bardziej unikać, im skuteczniej zdaje się ona pomagać.
Ale wytłumacz, Ojcze, dlaczego. Dlaczego z punktu widzenia
nauki chrześcijańskiej zabrania się ludziom korzystania z cudownych
lekarstw, z tajemnych sił uzdrawiających ciało i duszę?… Czemu Kościół
nie zezwala na stosowanie amuletów czy magicznych rytuałów w celu
osiągnięcia szczęścia, miłości, pieniędzy…?
Wszystko to ma znaczącą moc w tej mierze, w jakiej związane jest
urojeniami umysłów z jakimś wspólnym językiem z demonami. Działania te
wynikają z zaraźliwej ciekawości, bezrozumnej troski i śmiercionośnej
służalczości. A stosuje się to nie dlatego, że skuteczne, lecz dlatego,
że sprawia efekty dzięki przestrzeganiu [odpowiednich rytuałów, rozumie
się] oraz znakom. Stąd różnym ludziom różnie się przytrafia w zależności
od ich pragnień i przesądów.
Jeśli dobrze rozumiem, to mówisz, że praktykowanie niektórych
zabobonów przynosi efekty wywołane mocą upadłych aniołów. Ludziom
zaczyna się dziać według ich wiary w siłę magii i według ich pragnień.
Jak to możliwe?
Duchy, pragnąc kogoś zwieść, podsuwają każdemu to, o czym wiedzą,
że zdoła go usidlić skutkiem jego własnej ciekawości i pożądania.
Rozmaite pożądania i ciekawość: czy nie jest to główna sprężyna
interesowania się wróżbiarstwem, jasnowidztwem, horoskopami,
spirytyzmem, czarami...? Gdyby nie było popytu na tego rodzaju praktyki,
to i podaż by spadała, a ona wciąż rośnie: magia w telewizji, gazetach,
w Internecie, w gabinetach ezoteryków i „uzdrowicieli”… Ojcze, czy
wróżka powie prawdę?
Otóż zdarza się w tego rodzaju zabobonnych i zarazem
niebezpiecznych wróżbach, że pod wpływem [demonicznego] uwiedzenia i
oszustwa opowiada się mnóstwo zdarzeń minionych i przyszłych. A ponieważ
spełniają się one zgodnie z obserwacjami tych, którzy się nimi kierują,
to zbałamuceni powodzeniem ludzie stają się jeszcze ciekawsi i coraz
bardziej wplątują się w sieć tych najniebezpieczniejszych błędów.
To fakt: klienci wróżek nieraz mówią, że któraś opowiedziała im
prawdziwe wydarzenia z ich życia i że przepowiedziała scenariusz na
przyszłość, który zdaje się sprawdzać. Co za potężna pokusa, by wróżce
uwierzyć…
Dlatego właśnie Pismo św. w trosce o nasze duchowe dobro zabrania
stosowania tego rodzaju praktyk, i to nie tylko dlatego, że kłamliwie
uczą ich nauczyciele, bo Pismo dodaje: „Jeśli oni wam coś zapowiedzieli i
tak się przydarzyło – nie wierzcie im” (por. Pwt 13, 2).
A więc nie wierzyć okultystom nawet wtedy, kiedy mówią prawdę… A
dlaczego? Nie pytam Ciebie, Ojcze Augustynie, bo wiem, co mi odpowiesz:
prawdę tę objawia nie Bóg, lecz diabeł, usiłujący uwiarygodnić się
wobec człowieka i odwieść go od zaufania swemu Bogu. Zresztą ten sam
fragment z „Księgi Powtórzonego Prawa” wyraźnie o tym mówi: „jeśli (…)
spełni się znak albo cud, jak ci zapowiedział [rzekomy prorok lub
wyjaśniacz snów], a potem ci powie: »chodźmy za bogami cudzymi – których
nie znałeś – i służmy im«, nie usłuchasz słów tego proroka ani
wyjaśniacza snów. Gdyż Pan, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy
miłujesz Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej swojej duszy”
(13, 2- 4). Wróżbiarstwo to przykład niebezpiecznego zwodzenia duchowego
i zarazem świetny test na autentyczność wiary… Przychodzi mi tu jeszcze
na myśl pewien epizod z „Dziejów Apostolskich”: pewnego dnia św.
Pawłowi na spotkanie wyszła kobieta, prawdopodobnie niewolnica, która
zarabiała dla swojego pana poprzez wróżenie za pieniądze. Święty Łukasz,
autor „Dziejów Apostolskich”, dodaje, że miała ona w sobie ducha
nieczystego („ducha pytona”), który przez nią przemawiał. Ale
najciekawsze jest to, że ten duch głosił czystą prawdę przez usta tejże
kobiety, która krzyczała: „Ci ludzie [czyli Paweł i jego towarzysze],
którzy zwiastują wam drogę zbawienia, są sługami Boga najwyższego” (Dz
16, 16-17). Co powiesz na to, Ojcze Augustynie?
Skoro ta kobieta wieszczka wydała prawdziwe świadectwo uczniom
Pańskim, to Paweł powinien oszczędzić ducha, który przez nią przemawiał.
Właśnie, a jednak…
A jednak nie: uwolnił tę kobietę, wyrzucając z niej demona.
Ale czy to nie sam Jezus był wzorem takiej postawy? Czy nie
nakazywał demonom milczeć nawet wtedy, gdy wykrzykiwały „świętą prawdę” o
tym, że ten Jezus jest Mesjaszem i Synem Bożym? Choć, Ojcze Augustynie,
nie we wszystkim zgadzałeś się ze znanym Ci Orygenesem, to jednak
pewnie przyznałbyś mu rację, kiedy z wielkim przekonaniem wołał w jednej
ze swych homilii: „przenigdy nie uwierzyłbym wężowi [szatanowi], nawet
gdyby mówił prawdę”.
Oczywiste: bo mówi ją po to, by zwodzić. Prawda jest dobra, ale w
szatańskiej grze działa na zasadzie lodowiska, na którym podkulawiony
grzechem pierworodnym człowiek łatwo może się wyłożyć. Świadomy tego
Kościół po dziś dzień przestrzega przed zdobywaniem jakiejkolwiek wiedzy
od złych duchów, i to nie tylko w złym celu także i w dobrym, jakim
jest uwalnianie opętanych: zabrania się bowiem komukolwiek, poza
ustanowionym w Kościele egzorcystom, podejmowania jakiegokolwiek dialogu
z demonami. A także egzorcystów przestrzega się, aby nie dali się
zwieść opowieściami demonów. Diabeł zwodzi i kwita – nawet gdy mówi
prawdę. Amatorzy okultystycznych praktyk powinni o tym wiedzieć.
Ojcze, a co z astrologią, mającą zarówno w Twoich, jak i w naszych czasach swoich zwolenników?
Ze wspomnianego rodzaju szkodliwych zabobonów nie można także
wyłączyć owych astrologów stawiających horoskopy na podstawie daty
urodzenia, pospolicie nazywanych teraz „matematykami”. Kiedy czasami
udaje im się ustalić rzeczywiste położenie gwiazd w momencie czyjegoś
narodzenia, usiłują na tej podstawie przepowiedzieć ludzkie czyny, albo
też ich następstwa. Dlatego błądzą bardzo i sprzedają klientom nędzną
posługę. Ktokolwiek wchodzi jako człowiek wolny do takiego matematyka,
płaci, żeby wyjść sługą Marsa czy Wenery – lub raczej wszystkich gwiazd
nazwanych imionami zwierząt albo sławnych ludzi.
Niewiele się więc w tej kwestii zmieniło. Niekiedy pospolici
szarlatani i wyłudzacze pieniędzy także dzisiaj na swych wizytówkach
wypisują przed swymi nazwiskami rozmaite tytuły, chcąc w ten sposób
nadać pozory naukowości swojemu działaniu. Podobnie też tzw.
bioenergoterapeuci usiłują przekonać klientów o istnieniu rzekomych
energii…
Wszystko to nosi przyzwoitsze miano „fizyki” dla zmylenia, że nie jest uwikłane w zabobon, bo ma naturalną moc.
Ojcze Augustynie, dziękując za Twe dzieło „O nauce chrześcijańskiej”, proszę Cię o podsumowanie naszej rozmowy:
Wszelkie zatem sztuczki podobnych zabobonów, zarówno czczych, jak i
szkodliwych, a wynikających ze zbrodniczego kumania się ludzi z
demonami i dochodzącymi do skutku mocą podstępnych i przewrotnych
układów z nimi, powinny być bezwzględnie odrzucone i zakazane dla
chrześcijanina.
Dziękuję za rozmowę.