św. Edyta Stein |
Święta Edyta Stein była jedną z
najwybitniejszych osobistości europejskiej elity filozoficznej i
kulturalnej XX wieku. Bezkompromisowe poszukiwanie prawdy z głębokiego
ateizmu doprowadziło ją na wyżyny świętości. Zginęła śmiercią męczeńską w
KL Auschwitz w 1942 r. Została kanonizowana w 1998 r. i ogłoszona
patronką Europy przez Jana Pawła II.
Dzieciństwo
Edyta Stein urodziła się we Wrocławiu 12 października 1891 roku w
zamożnej rodzinie żydowskiej, przy dzisiejszej ulicy Dubois. Była
najmłodszym, jedenastym dzieckiem Zygfryda i Augusty Steinów; czworo z
nich zmarło wkrótce po urodzeniu. Ojciec Edyty umarł nagle, kiedy miała
niespełna 21 miesięcy. Po śmierci ojca matka Augusta musiała przejąć
zarządzanie firmą handlującą drewnem. Matka Edyty była wyjątkową osobą,
jednoczyła całą rodzinę ciepłem wymagającej miłości. Była wzorem
głębokiej wiary w Boga, wierności codziennej modlitwie, skrupulatnego
przestrzegania postów i innych praktyk religijnych.
„Prosty sposób życia, jego naturalna i niewymuszona atmosfera” –
takie było rodzinne środowisko, w którym wzrastała mała Edyta. Sama
przyznaje, że jako dziecko tryskała radością i pogodą ducha, lecz była
uparta i psotna: „W pierwszych latach życia byłam jak żywe srebro,
ciągle w ruchu, kipiąca nadmiarem pomysłów, zuchwała i wścibska,
nieokiełznanie przy tym uparta, gdy coś sprzeciwiało się mej woli. (...)
Lecz w moim wnętrzu krył się drugi świat. Wszystko, co w czasie dnia
widziałam lub słyszałam, przeżywałam w nim na nowo. Widok pijaka
potrafił mnie prześladować i męczyć dniem i nocą. (…) Nie mogłam też
nigdy pojąć, jak można się z tego śmiać. W moich czasach studenckich –
nie wstępując do żadnej organizacji ani nie składając ślubu – zaczęłam
unikać każdej kropli alkoholu, aby z własnej winy nie utracić wolności
ducha i ludzkiej godności” (Dzieje pewnej rodziny żydowskiej, ss. 87-88).
Edyta nigdy się nie godziła na przeciętność. Od dzieciństwa uczyła
się panowania nad sobą, solidnego spełniania obowiązków, osiągania
wyznaczonych sobie celów przez wytrwałą pracę oraz podporządkowanie
swoich uczuć decyzjom woli, co nie było łatwe, gdyż odznaczała się
wielką wrażliwością serca.
Radykalne odrzucenie wiary
Edyta wychowywała się w środowisku wierzących, ale nie
ortodoksyjnych Żydów. Z mamą i rodzeństwem modliła się nie po hebrajsku,
lecz po niemiecku. Także w sobotę ich firma funkcjonowała jak w
normalny dzień. W 1897 r. Edyta rozpoczęła naukę w szkole podstawowej.
Natomiast w latach 1908 – 1911 uczyła się w Liceum im. Wiktorii we
Wrocławiu. Była wybitnie uzdolniona i odznaczała się wewnętrzną
dyscypliną, samozaparciem i wytrwałością w pracy, dzięki czemu osiągała
znakomite wyniki w szkole.
W wieku 15 lat Edyta przestała się modlić i odrzuciła wiarę w Boga.
Przebywała wtedy u swojej siostry Elzy w Hamburgu. Tak opisuje tę
przełomową decyzję w swojej autobiografii: „Po uporaniu się z
obowiązkami domowymi czytałam. Czytałam, a także słyszałam o sprawach,
które nie wychodziły mi na dobre. Specjalizacja zawodowa mego szwagra
wymagała posiadania w bibliotece książek nie nadających się zupełnie na
lekturę dla piętnastoletniej dziewczyny. Oprócz tego Max i Elza byli
zdecydowanymi ateistami i w ich domu nie było śladu jakiejkolwiek
religijności. Tutaj także całkiem świadomie i z własnej woli
zaprzestałam się modlić” (tamże, s. 179). Duchowy kryzys rozpoczął się u
Edyty już dwa lata wcześniej. Nieustannie nurtowało ją szukanie prawdy.
Widziała, jak jej bracia modlili się bez wewnętrznego przekonania w
istnienie Boga. Szczególnie mocno przeżyła pogrzeby dwóch swoich wujków,
którzy popełnili samobójstwo. Swoim niezwykle wrażliwym dziewczęcym
sercem wyczuła, że podczas pogrzebów modlono się bez wiary w osobowe
życie po śmierci i powtórne spotkanie się ze zmarłymi. Po latach pisała:
„Nieśmiertelność duszy ludzkiej nie jest u Żydów przedmiotem wiary.
Cały ich wysiłek odnosi się do doczesności. Nawet nabożność pobożnych
skierowana jest na uświęcenie tego życia” (tamże, s. 98).
Edyta była bezkompromisowa w szukaniu prawdy. Odrzuciła wiarę w
istnienie Boga, którego obraz ukształtował się w jej świadomości w
okresie dzieciństwa, i do 21. roku życia uważała się za ateistkę. „Stan
mojej duszy przed nawróceniem to grzech radykalnej niewiary” – pisała po
swoim nawróceniu. Jednak w tym okresie „radykalnej niewiary” Edyta z
wielką żarliwością tęskniła za prawdą i szukała jej na drogach poznania
filozoficznego. W jednym ze swoich listów do Romana Ingardena pisze:
„Gdy spoglądam wstecz na te czasy, w tle widzę zawsze rozpaczliwy stan
ducha, w którym się znajdowałam, ten niebywały zamęt i ciemności”. Jej
szczere i pełne pasji poszukiwanie prawdy było w swej istocie drogą
prowadzącą do Boga, chociaż wtedy nie zdawała sobie jeszcze z tego
sprawy. Kiedy odnalazła prawdę w osobie Chrystusa, napisała: „Tęsknota
za prawdą była moją jedyną modlitwą. (…) Kto szuka prawdy – szuka Boga,
choćby nawet tego sobie nie uświadamiał”. Trzeba pamiętać, że w okresie
zamętu i ciemności, rozpaczliwego stanu ducha spowodowanego przez
ateizm, Edyta zachowywała wielką wewnętrzną uczciwość, zdyscyplinowanie,
czystość serca, wierność etycznemu radykalizmowi. W poszukiwaniu prawdy
była bezkompromisowa, gotowa była dla niej ponieść największe
wyrzeczenia. Pisała: „Życie naukowe zobowiązuje. Żyłam zawsze jak
zakonnica”. Tylko dzięki czystości serca Edyta wytrwale szła drogą
dojrzewania do prawdy i nie stoczyła się „w otchłań krańcowego
sceptycyzmu agnostycznego” (J.I. Adamska OCD: Błogosławiona E. Stein, s. 32).
W okresie studiów wyjątkowym uczuciem darzyła polskiego studenta
Romana Ingardena oraz Hansa Lippsa. „Mimo wielkiego oddania się pracy
żywiłam w sercu nadzieję, że zaznam wielkiej miłości i szczęścia w
małżeństwie – pisała w autobiografii. „Nie znając zupełnie zasad wiary i
moralności katolickiej, byłam jednak zupełnie przeniknięta katolickim
ideałem małżeństwa. Spośród młodych ludzi, z którymi się spotykałam,
zwłaszcza jeden bardzo mi się podobał i chętnie wyszłabym za niego za
mąż” (Dzieje pewnej rodziny żydowskiej, s. 284). Edyta
potrafiła swoje zaangażowanie uczuciowe uduchowić, aby miłość była
pragnieniem dobra ukochanej osoby, a nie dążeniem do jej zdobycia i
posiadania. Broniła swojego dziewictwa jako drogocennego skarbu.
Wspomina w autobiografii: „Naszą przyjaźń opierałam na niezłomnym
przekonaniu, że jest to człowiek bardzo czysty. (…) Nie chciałam mieć
kontaktu z ludźmi kulejącymi na tym punkcie” (tamże, s. 264).
Rozpad ateistycznych uprzedzeń
Edyta Stein była jedną z pierwszych i nielicznych dziewcząt, które w
1911 r. zaczęły studia na Uniwersytecie Wrocławskim. Przez dwa lata
studiowała tam psychologię, historię oraz filologię niemiecką. W roku
1913 przeniosła się do Getyngi, aby na tamtejszym uniwersytecie zdobywać
filozoficzną wiedzę pod kierunkiem światowej sławy filozofa Edmunda
Husserla, założyciela słynnej szkoły fenomenologii, w której zdecydowaną
większość studentów stanowili Żydzi. „Husserl i jego żona byli z
pochodzenia Żydami, lecz bardzo wcześnie przeszli na protestantyzm”
(tamże, s. 320). Fenomenologia była nowym kierunkiem filozoficznym,
który wielu zainspirował do przyjęcia chrześcijaństwa. Dotychczas
panująca filozofia idealizmu Kanta redukowała każde ludzkie
doświadczenie oraz naturę Boga do pojęć czysto subiektywnych. Natomiast
Husserl podkreślał możliwość poznania obiektywnej rzeczywistości, w tym
również rzeczywistości nadprzyrodzonej. Dzięki temu Edyta zrozumiała, że
również ona ma możliwość dojścia do poznania istnienia niewidzialnego
Boga. W sposób szczególny była zafascynowana wykładami dwóch żydowskich
profesorów: Adolfa Reinacha, który przyjął chrzest, oraz nawróconego na
katolicyzm w 1899 r. Maksa Schelera, którego genialne wykłady na temat
pokory i świętości otworzyły przed Edytą nieznane jej dotąd perspektywy
poznawcze w sferze ducha. Studia w Getyndze, na najbardziej prestiżowej z
humanistycznych uczelni ówczesnej Europy, przyczyniły się do tego, że
mury ateistycznych uprzedzeń Edyty zaczęły się kruszyć i rozpadać, a jej
duch powoli otwierał się na przyjęcie tajemnicy niewidzialnego Boga.
Oddajmy głos E. Stein: „Maksa Schelera przepełniały idee katolickie
i umiał dla nich zjednywać zwolenników całym blaskiem swego ducha i
potęgą wymowy. Było to moje pierwsze zetknięcie się z nieznanym mi dotąd
światem. Nie doprowadziło mnie jeszcze do wiary, ale otwarło pewien
zakres »fenomenu«, obok którego nie mogłam przejść jak ślepiec. Nie na
darmo wpajano nam stale zasady, abyśmy do każdej rzeczy podchodzili bez
uprzedzeń, odrzucając wszelkie »obawy«. Jedne po drugich opadały ze mnie
więzy racjonalistycznych przesądów, w jakich wzrastałam, nie wiedząc o
tym, i nagle stanął przede mną świat wiary. Przecież ludzie, których
codziennie spotykałam, na których patrzałam z podziwem – wiarą tą żyli. A
więc musiała ona stanowić wartość godną co najmniej przemyślenia.
Chwilowo byłam aż nadto zajęta innymi sprawami, dlatego problemami wiary
nie zajęłam się systematycznie. Zadowalałam się tylko bezkrytycznym
wchłanianiem w siebie impulsów, płynących z mego otoczenia, które –
prawie niepostrzeżenie – przekształciły mnie wewnętrznie” (tamże,
ss. 333-334); „W Getyndze nauczyłam się poszanowania dla problemów wiary
i czci dla ludzi wierzących. Chodziłam nawet czasem z mymi przyjaciółmi
do kościoła protestanckiego (pomieszanie polityki i religii panujące
tam w kazaniach nie mogło mnie, naturalnie, doprowadzić do poznania
prawdziwej wiary i raczej mnie odstręczało), ale drogi do Boga jeszcze
nie odnalazłam” (tamże, s. 409). Tak więc studia w Getyndze sprawiły, że
u Edyty rozpoczął się proces powolnego rozpadu jej ateizmu oraz
odkrywanie fascynującej i tajemniczej nadprzyrodzonej rzeczywistości i
wiary w Boga.
W 1915 r., podczas szalejącej I wojny światowej, Edyta przerwała
studia, aby przez pięć miesięcy pracować w szpitalu polowym na Morawach
jako pielęgniarka Czerwonego Krzyża. Z wielkim zaangażowaniem, troską i
bezinteresowną miłością opiekowała się tam rannymi żołnierzami oraz
chorymi na zakaźne choroby. Po powrocie, w sierpniu roku 1916, obroniła
doktorat z filozofii na uniwersytecie we Fryburgu u prof. Edmunda
Husserla, otrzymując najwyższą ocenę – summa cum laude. Było to ogromne
osiągnięcie, ponieważ w tamtych czasach kobiet nie akceptowano w kręgach
naukowych. Niezwykłe zdolności Edyty docenił prof. Husserl, powierzając
jej funkcję swojej asystentki.
To jest prawda
Edyta zaczęła się coraz bardziej zbliżać do chrześcijaństwa,
obserwując ludzi wierzących, którzy mieli autentyczny kontakt z Bogiem,
przez co promieniowali szczególnym ciepłem miłości i pokoju. Odkrywała w
ten sposób istnienie nieznanego, niepoznawalnego zmysłami, ale
równocześnie fascynującego swoim duchowym pięknem nadprzyrodzonego
świata. Zaczęła zagłębiać się w lekturze Nowego Testamentu, studiowała Ojcze nasz… w języku niemieckim, poznawała dzieła wielkich filozofów chrześcijańskich: św. Augustyna, św. Tomasza, Dunsa Szkota.
W 1917 r. dotarła do niej wstrząsająca wiadomość o śmierci na
froncie jej ukochanego profesora Adolfa Reinacha. Jego żona Anna
poprosiła Edytę o pomoc w porządkowaniu pism zmarłego męża. Edyta, jako
osoba niewierząca w życie pozagrobowe, spodziewała się zastać młodą
wdowę w stanie wielkiego przygnębienia. Ku swojemu zdziwieniu zauważyła,
że Anna, pomimo bólu spowodowanego stratą ukochanego męża, emanowała
pogodą ducha i wcale nie potrzebowała pocieszania. Edyta zrozumiała, że
wiara w zmartwychwstałego Chrystusa i życie wieczne dawała Annie wielką
duchową moc. Po latach napisała: „Na pogrzebie Reinacha po raz pierwszy
spotkałam się z krzyżem i Bożą mocą, jakiej udziela on tym, którzy go
niosą. Ujrzałam pierwszy raz w życiu Kościół w jego zwycięstwie nad
ościeniem śmierci. W tym momencie załamała się moja niewiara i ukazał
się Chrystus w tajemnicy krzyża” (Myśli Edyty Stein, Verbinum 1995, s. 27).
Przykład głębokiej wiary Anny Reinach stał się dla Edyty czytelnym
znakiem prowadzącym ją do chrześcijaństwa. Jednak w tamtym czasie bardzo
trudno było jej podjąć ostateczną decyzję. Musiała do niej jeszcze
dojrzewać, a potrzebowała na to około pięciu lat. Po roku trudnej
współpracy z Husserlem w 1918 r. Edyta zrezygnowała z asystentury u
niego. Po opublikowaniu kilku swoich książek oraz licznych błyskotliwych
wystąpieniach na sympozjach filozoficznych E. Stein stała się jedną z
najwybitniejszych osobistości europejskiej elity filozoficznej i
kulturalnej.
Był to czas, w którym wieloletnie wytrwałe poszukiwanie prawdy
doprowadziło E. Stein do progów chrześcijaństwa. Bezpośrednią przyczyną,
która przypieczętowała jej decyzję całkowitego oddania się Chrystusowi i
wstąpienia do wspólnoty Kościoła katolickiego, była całonocna lektura
autobiografii św. Teresy Wielkiej. Miało to miejsce w letni wieczór 1921
r. w domu przyjaciół ze studiów, małżeństwa Jadwigi i Konrada
Martiusów. Kiedy Edyta została sama w ich domu, wzięła do czytania
książkę, którą przypadkowo wyciągnęła z domowej biblioteki. Była to
autobiografia św. Teresy z Ávila. Po latach tak wspominała tamto
wydarzenie: „Sięgnęłam po jakąś książkę na chybił trafił. Nosiła tytuł:
»Życie św. Teresy z Ávila napisane przez nią samą«. Zaczęłam czytać.
Urzekła mnie! Czytałam jednym tchem do końca. Gdy ją zamknęłam,
powiedziałam sobie: to jest Prawda”. Stało się dla niej oczywiste, że
prawdą jest osoba zmartwychwstałego Chrystusa, który żyje i działa w
swoim Kościele. Uwierzyć w Niego to nawiązać z Nim osobisty kontakt w
modlitwie i sakramentach.
Rano natychmiast poszła do księgarni, aby kupić katolicki katechizm
i mszalik. Jej wieloletnie, bolesne poszukiwanie prawdy zakończyło się
decyzją przyjęcia chrztu w Kościele katolickim. Mistyczne doświadczenie
Boga św. Teresy było dla Edyty dopełnieniem jej długiego okresu
poszukiwań, który określiła jako szczególnego rodzaju modlitwę
prowadzącą do wiary – rozumianej jako „spoczynek w Bogu”. Edyta
zrozumiała, że prawdziwymi ekspertami w dziedzinie wiary są mistycy i
święci, gdyż mają oni autentyczne doświadczenie Boga.
Tak Edyta pisała o drodze wyzwolenia się z niewoli ateizmu: „Od
lata 1921, gdy do rąk wpadł mi »Żywot« naszej świętej matki Teresy (…),
położył kres memu długiemu szukaniu prawdziwej wiary (…); Bóg jest
Prawdą. Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby o tym nie wiedział… Ktoś
może być niewierzący bez winy osobistej (w sensie zupełnej nieznajomości
Boga) i dlatego obrazy Pisma Świętego są dla niego nieczytelne. Wiemy,
że już obciążenie grzechem pierworodnym powoduje pewne zaciemnienie
ducha; jeśli w dodatku zaciemnia je otoczenie, jakąż ono ponosi
odpowiedzialność i winę! Sam niewierzący jest jednak zawsze
współodpowiedzialny. Coraz rzadziej się to zdarza, aby do kogoś nie
dotarły żadne świadectwa o Bogu… Bóg każdego prowadzi jego własną drogą:
jedni dochodzą do celu prędzej i łatwiej, inni później i trudniej.
Wszystko, co możemy uczynić, jest drobnostką w porównaniu z tym, co
otrzymujemy. Ale to niewiele musimy sami zrobić. Przede wszystkim
wytrwale modlić się o poznanie właściwej drogi; kiedy się ją dostrzeże,
iść bez oporów za natchnieniem łaski. Kto tak postępuje i trwa
cierpliwie, nie może powiedzieć, że jego wysiłki są daremne. Nie trzeba
tylko wyznaczać Bogu terminów” (Myśli Edyty Stein, ss. 46-47).
E. Stein podkreśla, że wiara jest darem od Boga, ale człowiek musi
podjąć trud otwarcia się i przyjęcia tego daru: „Człowiek, w którym
działa łaska i który się ku niej skłania, toczy zwykle długą walkę, aby
stopniowo wyrwać się ze świata naturalnego i z siebie. (...) Łaska musi
sama przyjść do człowieka. Z siebie samego może on w najlepszym wypadku
dojść do jej bram, ale nigdy nie zdoła sforsować wejścia” (cyt. za: J.I.
Adamska OCD: Błogosławiona E. Stein, s. 47); „Bóg tu pobudza i
Bóg dokonuje, ale wymaga współpracy człowieka, jego własnego czynu
duchowego. Duch ludzki musi być pozbawiony wszystkiego, co go zajmuje
zgodnie z jego naturą, a wychowany do tego, by Boga poznać i Nim samym
się radować” (Edyta Stein: Wiedza Krzyża, tłum. J.I. Adamska OCD, Kraków 1994, wyd. II, s. 132).
W liście do swojego kolegi, który szczerze szukał Boga, Edyta daje
mu prostą radę: „Coś doradzić? Już Panu poradziłam: stać się dzieckiem, a
życie razem ze wszystkimi poszukiwaniami i całym filozofowaniem złożyć w
ręce Ojca. A jeżeli się Pan na to jeszcze nie może zdobyć – prosić
nieznanego, budzącego wątpliwości Boga, by dopomógł. Teraz Pan na pewno
popatrzy na mnie zdumiony, że śmiem zalecać Panu taką prostą, dziecięcą
mądrość. To jest mądrość prawdziwa dlatego, że jest prosta; w niej
ukryte są wszystkie tajemnice. Jest to też droga, która bezpiecznie
prowadzi do celu” (J.I. Adamska OCD: Błogosławiona E. Stein, s. 62).
Powtórne narodzenie
Po kilku miesiącach intensywnego przygotowania Edyta przyjęła
chrzest; nastąpiło to 1 stycznia 1922 r. w kościele św. Marcina w
Bergzabern. Przyjęcie tego sakramentu było dla niej doświadczeniem
powtórnego duchowego narodzenia, zakorzenienia w rzeczywistości Boga.
Napisała: „Nie ulega wątpliwości, że przy odrodzeniu z Ducha dusza
doświadcza całkowitej przemiany. (...) Duch Światła nie niszczy
indywidualności człowieka, lecz ją poślubia i dzięki temu człowiek
doświadcza nowych narodzin” (tamże, s 62).
Przyjmując chrzest i Pierwszą Komunię św., Edyta była zdecydowana,
aby całkowicie poświęcić się Bogu w życiu zakonnym, jednak nie chcąc
zadawać zbyt wielkiego bólu swojej matce, postanowiła jeszcze kilka lat
poczekać. Złożyła prywatne śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa,
przyjmując posadę nauczycielki języka niemieckiego w liceum sióstr
dominikanek. Za wykłady nie brała żadnego honorarium. Od dnia chrztu
Edyta codziennie uczestniczyła w Eucharystii. Miała także stałego
spowiednika. Jezus Chrystus stał się jej największą miłością. Kochała Go
całą mocą swojej woli i uczuć. Trwała przy Nim na adoracji
eucharystycznej, rozważała dramat Jego męki i śmierci. Wiele godzin
spędzała na modlitwie i kontemplacji. W ten sposób otwierała się na
jedyną Bożą rzeczywistość miłości i prawdy. Odkrywała, że człowiek sam z
siebie jest nicością i może odnaleźć swoją nieskończoną wartość i
godność tylko w zjednoczeniu z Chrystusem. Jej zachęta do podejmowania
codziennego trudu dążenia do świętości, przez wierność prawdzie wiary,
jest skierowana do każdego z nas: „Kto idąc za prawdą wiary, szuka Boga,
ten w dobrowolnie podjętym trudzie otworzy się w tym samym kierunku, ku
któremu jest pociągany ktoś obdarzony łaską mistyczną; będzie się
wyzwalał ze zmysłów i »obrazów« pamięci, nawet z naturalnej działalności
rozumu i woli, i wchodził do obnażonej z wszystkiego samotności swego
wnętrza, by tam trwać w ciemnej wierze, w prostym, rozmiłowanym
spoglądaniu ducha ku ukrytemu Bogu, który, choć utajony, jest obecny” (Byt, s. 444).
Z własnego doświadczenia tak pisała o modlitwie: „Bezgraniczne,
miłosne oddanie się Bogu, owo pełne i trwałe zjednoczenie, jest
najwyższym, do jakiego możemy dojść, wzniesieniem serca i najwyższym
stopniem modlitwy. Dusze, które go osiągnęły, są prawdziwie sercem
Kościoła, żyje w nich arcykapłańska miłość Chrystusa. Ukryte z
Chrystusem w Bogu, nie znają już niczego poza Bożą miłością, która je
przepełnia i promieniuje na innych” (Z własnej głębi, t. 2, ss. 151-152).
W tym okresie Edyta Stein modliła się i intensywnie pracowała
naukowo. Napisała kilka bardzo ważnych prac filozoficznych, dokonała
tłumaczeń pism św. Tomasza z Akwinu oraz książki wielkiego XIX-wiecznego
nawróconego z anglikanizmu – kard. Newmana. W latach 1928 – 33 była
zapraszana z wykładami do różnych europejskich uniwersytetów. Po dojściu
Hitlera do władzy w roku 1933 dla Żydów i katolików nadszedł czas
wielkich prześladowań. Wiosną 1933 r. Edyta napisała list do papieża
Piusa XI – z prośbą o wydanie encykliki potępiającej hitlerowski ateizm.
W październiku tegoż roku wstąpiła do zakonu karmelitanek bosych w
Kolonii i przyjęła imię „s. Teresa Benedykta od Krzyża”.
Dosłownie zrozumiała przykazanie miłości nieprzyjaciół i dlatego
modliła się żarliwie za prześladowanych i prześladowców, ofiarując
siebie jako ekspiację za naród żydowski, Niemcy i pokój na świecie. Tak
wtedy pisała: „Stało mi się jasne, że Bóg znowu kładzie ciężką rękę na
swym narodzie i że los tego narodu jest także moim losem. (…)
Rozmawiałam ze Zbawicielem i powiedziałam Mu, że wiem, iż to Jego krzyż
zostaje teraz włożony na naród żydowski. Ogół tego nie rozumie, ale ci,
co rozumieją, ci muszą w imieniu wszystkich z gotowością wziąć go na
siebie. Chcę to uczynić, niech mi tylko wskaże jak. Gdy nabożeństwo się
skończyło, miałam wewnętrzną pewność, że zostałam wysłuchana. Ale na
czym ma polegać to dźwiganie krzyża, tego jeszcze nie wiedziałam”.
Po wstąpieniu do klasztoru Edyta promieniała radością jak nigdy
dotąd. Czym można wytłumaczyć fakt, że ta wielka intelektualistka, która
uwielbiała taniec, górskie wspinaczki, wiosłowanie, grę w tenisa,
koncerty, teatr, dyskusje filozoficzne – pozbawiona tego wszystkiego
była tak bardzo szczęśliwa w ścisłej klauzurze? Jedynym źródłem tej
radości było, jak sama pisze „rozpoczęcie życia, trzymając za rękę
Pana”. Wyznała również, że w ciągu całego życia nie przeżyła tylu
radości jak w ciągu dwóch lat swojego nowicjatu. Jej radość wynikała z
głębokiej kontemplacji i pokory, a więc ze ścisłego zjednoczenia w
miłości z Chrystusem. Z modlitwy czerpała wielką moc koncentracji oraz
siły twórcze. W czasie wolnym od zajęć klasztornych napisała, w ciągu
dziewięciu miesięcy, 500-stronicowe dzieło filozoficzne pt. Endliches und Ewiges Sein.
Po tzw. kryształowej nocy 9 listopada 1938 roku, kiedy to
dziesiątki tysięcy Żydów w całych Niemczech zostało zaaresztowanych i
osadzonych w obozach koncentracyjnych, s. Teresa Benedykta wiedziała, że
będzie musiała opuścić Niemcy, aby nie dać hitlerowcom dodatkowego
pretekstu do likwidacji klasztoru. W tym czasie ateiści faszystowscy,
kierując się nienawiścią do Kościoła, rozwiązali wiele klasztorów, a
siostry zakonne znalazły się po prostu na ulicy. W sylwestrową noc roku
1938 s. Teresa Benedykta i jej rodzona siostra Róża, nawrócona na
katolicyzm w 1936 r., zostały ukradkiem przewiezione do Karmelu w
holenderskim miasteczku Echt. W pierwszych miesiącach 1939 r. Hitler
zorganizował zmasowaną akcję propagandową wymierzoną przeciwko Żydom i
Polsce. Tego samego roku w Niedzielę Palmową s. Teresa Benedykta pisze
do matki przełożonej list, w którym wyraża gotowość przyjęcia śmierci z
woli Bożej w duchu ekspiacji za pokój na świecie, Kościół, Żydów,
Niemców oraz złamania panowania antychrysta Hitlera.
W oktawie Bożego Ciała 1939 r. sporządza testament, kończąc go
słowami: „Już teraz przyjmuję śmierć taką, jaką mi Bóg przeznaczył, z
doskonałym poddaniem się Jego woli i z radością. Proszę Pana, by
zechciał przyjąć moje życie i śmierć na swoją cześć i chwałę, za
wszystkie sprawy Najświętszego Serca Jezusa i Maryi, za św. Kościół,
szczególnie za zachowanie, uświęcenie i doskonałość naszego świętego
Zakonu, za Karmel w Kolonii i Echt, w duchu ekspiacji za niewiarę ludu
żydowskiego, aby Pan został przez swoich przyjęty, aby nadeszło Jego
królestwo w chwale, na uproszenie ratunku dla Niemiec, za pokój świata,
wreszcie za moich bliskich żywych i umarłych, za wszystkich, których mi
Bóg dał, aby nikt z nich nie zginął” (cyt. za: J.I. Adamska: O nocy, któraś prowadziła, s. 170).
Witaj, krzyżu, jedyna nadziejo
1 września 1939 r. Hitler napaścią na Polskę rozpoczyna II wojnę
światową. Dwa tygodnie później s. Benedykta pisze wstrząsający esej Witaj, Krzyżu, nasza Jedyna Nadziejo,
w którym podkreśla, że poprzez modlitwę i współczującą miłość można
nieść pomoc rannym, umierającym i osieroconym dzieciom. Kto potrafi
zapomnieć o sobie, kontemplując Mękę Chrystusa, mocą mistycznej modlitwy
będzie przezwyciężał największe zło. Siostra Benedykta pisze:
„Scientiam crucis (wiedzę krzyża) można zdobyć tylko wtedy, gdy się
samemu, do głębi, krzyża doświadcza. Od początku byłam o tym
przeświadczona i powiedziałam z głębi serca: »Ave crux, spes unica«
(»Witaj, krzyżu, jedyna nadziejo!«)” (tamże).
W roku 1941 Niemcy zajmują Holandię. 15 września 1941 r. s. Teresa
Benedykta zostaje zmuszona przez okupacyjne władze do noszenia żółtej
gwiazdy Dawida z napisem „Żyd” oraz do regularnego meldowania się na
gestapo. Siostra Teresa Benedykta nigdy nie pozdrawiała gestapowców
zawołaniem „heil Hitler!”. Pewnego razu poczuła wewnętrzny impuls, aby
jasno zadeklarować, po której stronie barykady stoi w walce toczącej się
pomiędzy Bogiem a szatanem, i dlatego pozdrowiła przechodzącego
gestapowca słowami: „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Oficer z
wrażenia zaniemówił, spuścił głowę i nic nie odpowiedział. W czasie
pobytu w Echt s. Teresa Benedykta pisała ostatnie, niewątpliwie
najcenniejsze, dzieło swojego życia – zatytułowane Wiedza Krzyża (Wydawnictwo oo. Karmelitów Bosych, Kraków 2005). Jest to genialne studium teologii św. Jana od Krzyża.
26 czerwca 1942 r. holenderski episkopat wydał list pasterski w
proteście przeciwko deportacji Żydów oraz wyrzucaniu żydowskich dzieci z
jedynych dla nich dostępnych katolickich szkół. Władze hitlerowskie
nakazały biskupom wycofanie protestu. W przeciwieństwie do pastorów
protestanckich katoliccy biskupi nie tylko, że nie wycofali listu, ale
polecili również odczytanie ze wszystkich ambon pełnego pogróżek
telegramu, który otrzymali od władz okupacyjnych. W odpowiedzi
hitlerowcy zaaresztowali w niedzielę 2 sierpnia 1942 r. wszystkich
katolików żydowskiego pochodzenia przebywających na terenie Holandii.
Wśród aresztantów znalazły się s. Teresa Benedykta i jej siostra Róża
Stein. Przed wywiezieniem do Oświęcimia przez kilka dni obie kobiety
przebywały w obozie na terenie Holandii, gdzie s. Teresa Benedykta
pocieszała i podtrzymywała na duchu współwięźniów. Chociaż zdawała sobie
sprawę, że wkrótce czeka ją śmierć, promieniowała pogodą ducha. Do
Oświęcimia została wywieziona 7 sierpnia 1942 r. w bydlęcych wagonach
kolejowych, razem ze swoją siostrą. Podróż trwała dwa dni. Siostra
Teresa Benedykta do końca nosiła swój karmelitański habit. Wszystko
wskazuje na to, że natychmiast po przybyciu do Oświęcimia została
skierowana do komory gazowej i zagazowana, a jej ciało spalono w
krematorium.
Obecnie w miejscu męczeńskiej śmierci Edyty Stein znajduje się
metalowa tablica, na której widnieje cytat z jej pism: „Miłość będzie
naszym życiem wiecznym i już tu musimy do niej zbliżyć się tak, jak to
tylko możliwe. Jezus stał się człowiekiem, aby dla nas być drogą. Co
więc należy uczynić? Ze wszystkich sił opróżniać siebie (...), umysł
kierować na Boga w prostym spojrzeniu, wolę w miłości poddać woli Bożej.
Łatwo się to mówi, ale pracą całego życia nie osiągnęłoby się tego,
gdyby Bóg nie uczynił rzeczy najbardziej istotnej. Musimy jednakże ufać,
że nie odmówi swej łaski, gdy wiernie uczynimy »to trochę«, co możemy. A
»to trochę«, biorąc bezwzględnie, znaczy dla nas bardzo wiele” (Twierdza, s. 59).
Edyta Stein – nawrócona ateistka, karmelitanka, jeden z
najwybitniejszych umysłów XX wieku, filozof naukowiec, a równocześnie
święta – zakończyła swoje ziemskie życie 9 sierpnia 1942 r., stając się
czytelnym znakiem dla ludzi szukających prawdy oraz symbolem jedności
pomiędzy katolikami i Żydami.
Siostra Teresa Benedykta została beatyfikowana w Kolonii 1 maja
1987 r. przez Ojca św. Jana Pawła II. Jej kanonizacja natomiast odbyła
się w Rzymie 11 października 1998 r. Rok później została ogłoszona
patronką Europy.
Święta Edyta Stein jest szczególnie czytelnym drogowskazem dla nas
wszystkich na drogach szukania prawdy i życia wiarą na co dzień. Jej
świadectwo nawrócenia i pisma są dzisiaj wyjątkowo aktualne. Wsłuchajmy
się w jej głos: „Nie trzeba, byśmy po kres naszego żywota szukali dowodu
prawomocności doświadczenia religijnego. Konieczne jest jednak, byśmy
opowiedzieli się »za« lub »przeciw« Bogu. Tego się od nas wymaga:
zdecydować się, nie otrzymując w zamian kwitu gwarancyjnego. Oto jest
wielkie ryzyko wiary. Droga wiedzie od wiary do oglądu, nie odwrotnie.
Ten, kto jest zbyt pyszny, by się tą wąską furtką przeciskać, pozostaje
na zewnątrz. Ten jednak, kto przedostaje się na drugą stronę, jeszcze za
życia dociera do wciąż pełniejszej jasności i doświadcza prawdziwości
maksymy: credo et intelligam – wierzę i pojmuję. Sądzę, że
niewiele da się tu wskórać na drodze przeżyć, które się figuruje i
konstruuje w wyobraźni. Chrystus nie pozostawił nas tutaj sierotami.
Posłał nam swojego Ducha, aby nas doprowadził do całej prawdy (por. J
16, 13). Założył swój Kościół kierowany Jego Duchem i dał nam na ziemi
swego zastępcę, którego ustami mówi do nas Duch Święty. W Kościele też
zjednoczył wszystkich wiernych i chciał, aby jeden był odpowiedzialny za
drugiego. W ten sposób nie jesteśmy sami i kiedy stracimy zaufanie do
swego rozeznania i nawet do swej modlitwy, przychodzi nam na pomoc siła
płynąca z posłuszeństwa Kościołowi i z wiary we wstawiennictwo innych” (Myśli Edyty Stein, ss. 99-100).
Niech przykład św. Edyty Stein zmobilizuje nas do bezkompromisowego
kroczenia drogą wiary, a więc do takiego dyscyplinowania siebie, aby
codzienna modlitwa, regularne przystępowanie do sakramentu pokuty i
uczestniczenie w Eucharystii było traktowane jako najważniejszy
przywilej i obowiązek, a życie według wymagań Ewangelii – jako jedyna
droga prowadząca do szczęścia w niebie. To postanowienie wyraźmy słowami
modlitwy św. Edyty Stein:
„O Panie, daj mi, proszę, wszystko,
Co prowadzi mnie do Ciebie.
I weź mi wszystko, Panie Boże,
Co mnie od Ciebie może odwieść.
Zabierz też ode mnie mnie samą
I całą mnie przyjmij na Twoją własność”.
oprac. ks. Mieczysław Piotrowski TChr
Źródła:
1. Edyta Stein: Dzieje pewnej rodziny żydowskiej, Wydawnictwo oo. Karmelitów Bosych, Kraków 2005.
2. Edyta Stein: Refleksje o kobiecie, Borne-Sulinowo 2005.
3. J. Immakulata Adamska OCD: Błysk głębi, Borne-Sulinowo 2003.
4. Edyta Stein: Wiedza Krzyża, Wydawnictwo oo. Karmelitów Bosych, Kraków 2005.
5. J. Immakulata Adamska OCD: Światło rozumu i wiary. Duchowa droga Edyty Stein – św. Teresy Benedykty od Krzyża, Poznań 2002.
6. J. Immakulata Adamska OCD: Sól ziemi. Rzecz o Edycie Stein, Poznań 1997.
7. J. Immakulata Adamska OCD: Błogosławiona Edyta Stein, Wydawnictwo oo. Karmelitów Bosych, Kraków 1988.
Publikacje oznaczone numerami od 1 do 5 do nabycia w naszej księgarni wysyłkowej.
Udostępniono za zgodą redakcji "Miłujcie się!"