Spontanicznie
nasuwa się pytanie: co lub kto, albo jakaż to siła miałaby tu tak
cudownie działać? W przypadku poświęconego krzyżyka lub medalika
z wizerunkiem Pana Jezusa, Matki Bożej czy świętych nie ma problemu
z odpowiedzią na pytanie: dlaczego nosimy te dewocjonalia? Noszę medalik
na znak mojego zawierzenia się Matce Bożej. Jej wizerunek pomaga mi
ufać w Jej nieustanną obecność przy mnie, szczególnie w chwilach pokus,
zwątpień, przeciwności itd. Nie wierzę, aby medalik ten „magicznie”
chronił mnie przed napadem, kradzieżą, chorobą itd., lecz z całego serca
ufam, że w tych czy innych nieszczęściach – jeśli Opatrzność je dopuści
– nie spotka mnie prawdziwe i najgorsze nieszczęście: odrzucenie Pana
Boga i utrata życia wiecznego. Nosząc medalik, nie proszę o szczęście,
lecz abym wytrwał przy Panu Bogu w każdej, nawet najgorszej sytuacji,
a to będzie mym największym szczęściem.
Zastanawiam
się, w kim pokładają swoją ufność ludzie ochrzczeni, którzy na swój
palec zakładają pierścień Atlantów. Pewnie sami dokładnie nie wiedzą.
W każdym razie amulet ten wydaje się znakiem nieufności wobec Pana Boga,
jako mego Ojca, w którego rękach spoczywa całe moje życie. Jeśli
oczekuję, że noszenie tego czy innego amuletu przyniesie mi szczęście,
to znaczy, iż wiarę moją można wyrazić w słowach: „Ufam nie Tobie, Boże,
lecz komuś lub czemuś innemu; oczekuję pomyślności w życiu nie od
Ciebie, lecz od czegoś lub kogoś innego”. Być może nie od razu tego
rodzaju postawa duchowa owocuje porzuceniem praktyk religijnych, lecz
żywa wiara nieuchronnie przemienia się w „praktykowanie” chrześcijaństwa
z sercem odwróconym od Boga. Tymczasem religijność pozbawiona ufności
wobec Pana Boga staje się pusta. Jaką wartość miałaby modlitwa Ojcze nasz,
gdyby w żaden sposób nie ożywiał jej duch dziecięctwa Bożego? Nadzieja,
iż magiczny pierścień uchroni mnie od przeciwności i zagwarantuje mi
pomyślność, jest oszustwem, które żeruje na naszej ludzkiej skłonności
do wierzenia czasami w byle co. Czy jednak w życiu można się uchronić od
jakichkolwiek przeciwności, trudności i cierpień? Codzienne
doświadczenie przekonuje, iż nie – i żaden amulet faktu tego nie zmieni.
Lecz przywiązanie do niego, naiwna wiara w jego skuteczność niszczy
zdolność stawiania czoła przeciwnościom w sposób chrześcijański, czyli
z ufnością, że każdy krzyż codzienności ma w sobie głęboki, zbawczy
sens. Wielokrotnie owego sensu nie widzimy, lecz właśnie wtedy ufność
w Bożą miłość – niejako wbrew poczuciu opuszczenia i samotności –
okazuje się środkiem ratującym życie. Właśnie tę najważniejszą
i najdelikatniejszą tkankę naszej religijności, czyli zdolność do ufnego
zawierzenia Bogu, chrześcijanin niszczy poprzez noszenie amuletów.
Spustoszenie w dziedzinie duchowej i cielesnej nie od razu, być może,
daje się zauważyć. Jednakże dokonuje się ono nieuchronnie, czego
pierwszym świadectwem jest nieprzezwyciężona niechęć do modlitwy.
Stopniowo także pojawiają się dziwne i nieuzasadnione lęki, tajemnicze
dolegliwości fizyczne i psychiczne. Ponadto każdy, kto nosi pierścień
Atlantów, bardzo łatwo zwraca swe zainteresowania ku horoskopom,
tarotowi, magii czy innym podobnym praktykom, które otwarcie
sprzeciwiają się pierwszemu przykazaniu.
Dla
księży egzorcystów (przynajmniej w Polsce) pierścień Atlantów jest
rekwizytem bardzo dobrze znanym. Na ogół był on gdzieś na początku
wikłania się ludzi w rozmaite formy okultyzmu, który z kolei doprowadził
ich do stanu zniewolenia przez złe duchy. W przypadku pewnej
dziewiętnastoletniej dziewczyny wyjątkowo jasno można było się
przekonać, do jakiego stopnia zły duch wywierał panowanie nad osobą,
która od kilku lat nie rozstawała się z pierścieniem Atlantów. Dla swego
uwolnienia duchowego dziewczyna owa uczyniła bardzo wiele: wyspowiadała
się, pomimo walki duchowej wyrzekła się praktyk
okultystycznych, przyjęła nawet Komunię św. Gdy jednak proszono ją
o zdjęcie z palca pierścienia, chowała dłonie za siebie i gorączkowo
protestowała, krzycząc i nienaturalnie wykrzywiając buzię. Znowu
okropnie dręczona jest przez diabła i obecnie przebywa w zakładzie
psychiatrycznym.
Amulety,
wbrew swej pozornej niewinności, poprzez swoją symbolikę są zielonym
światłem danym przecież nie Panu Bogu, lecz duchowemu złu.
W ostateczności także i pierścień Atlantów jest niczym innym, jak
znakiem otwarcia się i przynależności do tego wrogiego nam świata. Jako
istoty odkupione, nie warto, abyśmy, nawet w najbardziej niewinny
sposób, ze światem tym się zadawali.
ks. Andrzej Trojanowski TChr
Umieszczono za zgodą redakcji "Miłujcie się"