Nikt z ludzi w
czasie ziemskiego życia nie uchroni się przed koniecznością cierpienia i
śmierci. Co więcej, cierpienie, którego doświadczamy – lub będziemy
doświadczać – dotyka nie tylko naszego ciała, ale przede wszystkim naszej
sfery duchowej.
Trudne pytanie
W głębi serca cierpiącego człowieka
rodzi się pytanie o przyczynę i sens cierpienia. To pytanie jest
szczególnie palące, gdy mamy do czynienia z cierpieniem niewinnych
dzieci, z milionami ofiar obozów koncentracyjnych i wojen. Jeżeli Bóg
istnieje, to dlaczego wydaje się tak nieczuły na cierpienia niewinnych?
Dlaczego pozwala na całą krzyczącą niesprawiedliwość i zło?
„I jest rzeczą dobrze znaną – pisze Jan
Paweł II – że na gruncie tego pytania dochodzi nie tylko do wielorakich
załamań i konfliktów w stosunkach człowieka z Bogiem, ale bywa i tak,
że dochodzi do samej negacji Boga. Jeśli bowiem istnienie świata otwiera
jakby wzrok duszy ludzkiej na istnienie Boga, na Jego mądrość,
wszechmoc i wspaniałość, to zło i cierpienie zdają się zaćmiewać ten
obraz – czasem w sposób radykalny, zwłaszcza wobec codziennego dramatu
tylu niezawinionych cierpień, a także tylu win, które uchodzą bezkarnie.
Ta przeto okoliczność – może bardziej jeszcze niż jakakolwiek inna –
wskazuje, jak doniosłe jest pytanie o sens cierpienia i z jaką
wnikliwością trzeba traktować zarówno samo to pytanie, jak też wszelką
możliwą na nie odpowiedź” (Salvifici doloris, 9). Każdy człowiek nie
tylko ma prawo, ale powinien pytać się o sens cierpienia, co więcej – to
sam Bóg prowokuje to pytanie w biblijnej historii Hioba, którego
dotknęło niezawinione cierpienie. Cierpienie jest złem, a jego jedynym
źródłem i przyczyną jest grzech. Pytając więc o sens cierpienia, trzeba
się pytać o istotę zła i jego pochodzenie.
Ostateczna przyczyna każdego cierpienia
Pan Bóg nie tylko zachęca nas do
stawiania pytań o sens cierpienia, ale równocześnie daje nam na nie
odpowiedź. Z Pisma św. dowiadujemy się, że największy dramat w historii
ludzkości rozegrał się w samych początkach jej istnienia. Adam i Ewa
ulegli pokusie złego ducha. Uwierzyli sugestii kusiciela, że
nieposłuszeństwo Bogu da im pełnię szczęścia. Przestali wierzyć Bogu, że
największą tragedią człowieka jest grzech, który niszczy jego
człowieczeństwo, zadając mu straszne cierpienie przez zniewolenie siłami
zła i śmierć ducha. Kiedy mówimy o grzechu pierworodnym, to powinniśmy
pamiętać, że to Adam i Ewa – a więc cała wspólnota ludzka powiedziała
Bogu „nie” i zerwała łączące ją z Nim więzy życia i miłości, pogrążając
się w cierpieniu i śmierci. Trzeba mieć świadomość, że cała ludzkość
jest wspólnotą na podobieństwo żywego organizmu, a wszyscy ludzie
powiązani są ze sobą więzami solidarności w dobrym i złym. Stan grzechu,
w którym znaleźli się wszyscy ludzie, pogrążył ich w największym i
beznadziejnym cierpieniu. Nie możemy jednak zapominać – stwierdza Jan
Paweł II – „że cały ogrom zła, które obecne jest w świecie, nie jest
jedynie konsekwencją grzechu pierworodnego, lecz także skutkiem
nękających i ukrytych działań szatana, który zastawia pułapkę na
równowagę moralną człowieka. Szatan działa w ukryciu jako podstępny
zwodziciel, wślizgujący się do naszego postępowania po to, by wprowadzić
do niego różne dewiacje, zarówno szkodliwe, jak i pozornie zbieżne z
naszymi instynktownymi aspiracjami” (Jan Paweł II, 24.05.1987 r.)
.
Dlaczego bez osobistej winy dziedziczymy grzech pierworodny i jego konsekwencje?
Z Objawienia wiemy, że każdy człowiek
od momentu poczęcia staje się częścią rodziny ludzkiej i
dziedziczy obecne w niej zło, a więc staje się spadkobiercą grzechu
pierworodnego wraz ze wszystkimi jego konsekwencjami. Grzech
pierworodny oraz wszystkie inne grzechy tworzą w „żywym organizmie”
wspólnoty ludzkiej obiektywnie istniejącą rzeczywistość zła, która
dotyka i zadaje cierpienie wszystkim, również niewinnym dzieciom.
Tak więc źródłem i przyczyną każdego ludzkiego cierpienia jest
obiektywnie istniejące zło we wspólnocie ludzkiej. Cierpienie rodzi
się z grzechu, a więc ze zniszczenia obiektywnego dobra w samym
człowieku, w relacjach międzyludzkich oraz w relacji
człowieka z Bogiem. W tej sytuacji cierpienie nie jest karą, jaką
Bóg wymierza za grzech, ale nieuniknionym doświadczeniem
skutków obiektywnie istniejącej rzeczywistości zła – „grzechu
świata” (J 1, 29). Oprócz cierpienia całkowicie niezawinionego
istnieją także cierpienia, które są następstwem osobistej winy
(jak na przykład skutki nadużywania alkoholu, zażywania narkotyków,
palenia papierosów itd.).
Przez biblijnego Hioba Bóg uświadamia
nam, że mamy do czynienia z wielką tajemnicą cierpienia, które nie
zawsze jest zwykłą konsekwencją osobistych grzechów. Jeżeli
cierpienie spowodowane jest jednak winą człowieka, to czy wtedy
można je tłumaczyć jako karę, którą Bóg wymierza grzesznikowi?
(por. Ga 6, 8)? Z przypowieści o synu marnotrawnym dowiadujemy
się, że Bóg, kierując się ojcowską miłością, nie wymierza kary
marnotrawnemu synowi – pozwala mu tylko skonsumować owoce jego
grzesznych wyborów. Czyni to w tym celu, aby się opamiętał i
nawrócił. Tak więc największą karą za grzechy są same konsekwencje
grzechów. Jan Paweł II podkreśla, że wtedy „cierpienie ma służyć
nawróceniu, czyli odbudowaniu dobra w podmiocie, który w wezwaniu do
pokuty może rozpoznać Miłosierdzie Boże. Pokuta ma na celu
przezwyciężenie zła, które pod różną postacią drzemie w człowieku, oraz
ugruntowanie dobra zarówno w nim samym, jak też w stosunkach z innymi, a
zwłaszcza z Bogiem” (Salvifici doloris, 12).
Sens cierpienia
Koniecznym warunkiem uwolnienia
człowieka z niewoli zła jest żal za grzechy i oddanie siebie do
całkowitej dyspozycji Stwórcy. Po grzechu pierworodnym „obraz i
podobieństwo Boga” w człowieku (rozum, wolna wola oraz zdolność do
miłości) zostały do tego stopnia zdeformowane, że człowiek o własnych
siłach nie był w stanie pozwolić Bogu, aby go wyzwolił z niewoli grzechu
i śmierci. To jest zasadniczy powód, dla którego Bóg stał się
prawdziwym człowiekiem, członkiem wspólnoty ludzkiej. Będąc prawdziwym
Bogiem (w Bogu nie ma przeszłości i przyszłości, lecz ciągłe „teraz”),
Jezus Chrystus mógł z historii każdego człowieka wziąć na siebie całe
zło i wynikające z niego cierpienie: „On się obarczył naszym
cierpieniem, On dźwigał nasze boleści. (…) On był przebity za nasze
grzechy, zdruzgotany za nasze winy. (…) Pan zwalił na Niego winy nas
wszystkich” (Iz 53, 4-6).)
(Grzech i wynikające z niego
cierpienie same w sobie są bezsensowne i pozostałyby takie,
gdyby nie fakt, że to sam Bóg przyjął na siebie grzechy i
cierpienia wszystkich ludzi. To sam Bóg w swoim prawdziwym
człowieczeństwie doświadcza, jak strasznym cierpieniem jest grzech.) On,
całkowicie niewinny, staje się „dla nas grzechem” (2 Kor 5, 21).
Umierając na krzyżu, Bóg-Człowiek dobrowolnie doświadcza największego
zła i cierpienia spowodowanego przez grzechy wszystkich ludzi. Wyraża to
w słowach: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 34). To
sam Bóg doświadcza w swojej prawdziwej ludzkiej świadomości cierpienia
spowodowanego największym złem, jakim jest odrzucenie Boga przez
człowieka. W ten sposób Bóg dociera swoją miłością wszędzie tam, gdzie
dotarła niszcząca moc grzechu. Jednoczy się z człowiekiem w jego upadku,
aby go podnieść, aby mu przebaczyć i obdarzyć go wolnością, a
cierpienie uczynić drogą zbawienia i dojrzewania do miłości.
W doświadczeniu niewyobrażalnego
cierpienia w momencie śmierci Jezus najpełniej otwiera swoje
człowieczeństwo na miłość Ojca, z całkowitym posłuszeństwem zawierza i
oddaje Mu siebie. W ten sposób przezwycięża wszelki grzech, który jest
zawsze nieposłuszeństwem stworzenia wobec Stwórcy. Czyni to w imieniu
nas wszystkich.
Jan Paweł II podkreśla, że „wraz z tym
straszliwym brzemieniem, mierząc się z »całym« złem odwrócenia od Boga,
jakie zawiera się w grzechu, Chrystus poprzez Boską głębię synowskiego
zjednoczenia z Ojcem doznaje w sposób po ludzku niewyrażalny tego
cierpienia, jakim jest odłączenie – odtrącenie od Ojca, zerwanie z
Bogiem. Ale właśnie przez takie cierpienie dokonuje Odkupienia – i może,
konając, powiedzieć: »Wykonało się!« (J 19, 30)” (Salvifici doloris,
18). Papież dodaje „Można powiedzieć, że jest to cierpienie »zastępcze«,
nade wszystko jednak jest ono »odkupieńcze«. (…) W Jego cierpieniu
grzechy zostają zgładzone właśnie dlatego, że On jeden, jako
Jednorodzony Syn, mógł je podjąć, wziąć na siebie, z tą miłością ku
Ojcu, która przewyższa zło wszelkiego grzechu, unicestwia niejako to zło
w duchowej przestrzeni stosunków pomiędzy Bogiem a ludzkością i
wypełnia tę przestrzeń dobrem” (Salvifici doloris, 17).
Przez swoją mękę, śmierć i
zmartwychwstanie Chrystus sprawił, że każde ludzkie cierpienie
zjednoczone z Nim, staje się drogą zbawienia i dojrzewania do miłości – a
więc ma nieskończoną wartość zbawczą. Jezus objawia nam również, że ile
razy cierpienie spotyka człowieka, Bóg za każdym razem jest
pierwszym, który niesie jego ciężar. To sam Zbawiciel jest obecny
i cierpi w każdym z milionów istnień ludzkich żyjących w nędzy i
poniżeniu, brutalnie wyzyskiwanych, umierających z głodu, w
ofiarach tortur i terroryzmu. Tę wstrząsającą rzeczywistość
miłości Boga współcierpiącego z człowiekiem, aby go zbawić,
można odkryć tylko wzrokiem wiary.
Patrząc z wiarą na krzyż Chrystusa,
odkrywamy, że każde cierpienie, a szczególnie to najbardziej
bezsensowne i niewinne, staje się drogą zbawienia, gdy cierpiący
człowiek zjednoczy się z cierpieniem Chrystusa, bezgranicznie ufając i
powierzając się Jego miłosierdziu. Wtedy człowiek odkrywa w swoim
cierpieniu wielki dar i łaskę, gdyż zdaje sobie sprawę, że
współuczestniczy z Chrystusem w zbawieniu świata, a obecne cierpienia są
tylko drogą prowadzącą do wiecznej radości w niebie: „Skoro wspólnie z
Nim cierpimy, to po to, by też wspólnie z Nim mieć udział w chwale.
Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z
chwałą, która ma się w nas objawić” (Rz 8, 17-18); „ (...) cieszcie się,
im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się
cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały” (1 P;4, 13).
„Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały
przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne,
lecz w to, co niewidzialne” (2 Kor 4, 17-18).
Święta Edyta Stein, która zginęła
śmiercią męczeńską w obozie Auschwitz, tak odpowiada na pytanie o
sens cierpienia: „Natura ludzka, którą Chrystus przyjął, dała Mu
możność cierpienia i śmierci. Natura Boska, którą posiadał
odwiecznie, nadała temu cierpieniu i śmierci wartość nieskończoną i
moc odkupieńczą. Męka i śmierć Chrystusa powtarzają się w Jego
ciele Mistycznym i jego członkach. Każdy człowiek musi cierpieć i
umierać, lecz jeśli jest żywym członkiem Mistycznego Ciała, jego
cierpienie i śmierć nabierają odkupieńczej mocy dzięki
Boskości Tego, który jest jego głową. Oto istotny powód, dla
którego każdy święty tak pragnął cierpienia”.
Udostępniono za zgodą redakcji "Miłujcie się!"