Witaj! Szczęść Boże!

Blog ten powstał po to, byśmy wzrastali w wierze zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego: U wszystkich ochrzczonych, dzieci i dorosłych, po chrzcie wiara powinna wzrastać. (...)Przygotowanie do chrztu stawia człowieka jedynie na progu nowego życia. KKK 1254

C.S. Lewis – twórca “Opowieści z Narnii” nawrócony przez autora “Władcy pierścieni”.

cs-lewis-2
C.S Lewis
W Boże Narodzenie 1931 roku Clive Staples Levis, przyszły twórca „Opowieści z Narnii” oraz autor wielu popularnych esejów o chrześcijaństwie, po raz pierwszy od kilkunastu lat przystąpił do komunii świętej. Nawrócenie nastąpiło w czasie długiej nocnej rozmowy ze swoim przyjacielem J.R.R. Tolkienem, innym przyszłym wybitnym twórcą fantasy.
Jeszcze w 1916 r. 18-letni Lewis tak pisał w liście do przyjaciela, gdy ten wspomniał mu coś o Bogu:
„Sądziłem, że stopniowo uwolniłeś się od dawnych przekonań. Chyba wiesz, że ja nie wyznaję żadnej religii. Nie znajduję na jej potwierdzenie jakichkolwiek dowodów, a z filozoficznego punktu widzenia chrześcijaństwo nie jest nawet najlepszą z nich. Wszystkie religie, a właściwie wszystkie mitologie, nazywając rzecz po imieniu, są po prostu wytworem człowieka”.
Specjalista od pogańskich sag
Lewis wychowany był w Belfaście w rodzinie protestantów, dla których w religii ważniejsze od metafizyki było stawianie oporu irlandzkim „papistom”. Śmierć matki sprawiła, że porzucił wiarę jeszcze jako nastolatek. Uznał, że skoro Bóg pozwala na niesprawiedliwość i nieszczęście, to jest tak, jakby go w ogóle nie było, a wszystkie modlitwy trafiają w pustkę z braku adresata.
Młody C.S. Lewis wyznawał specyficzną odmianę ateizmu, bardzo popularną sto lat temu – ludzi osobiście rozwścieczonych na Boga za to, że Go nie ma. Jako młody intelektualista fascynował się mitologią antyczną i wierzeniami pogańskimi. I na każdym koku wykazywał ich wyższość nad chrześcijaństwem.
Interesowali go szczególnie bogowie występujący w pogańskich sagach nordyckich: Odyn, Loki i Baldr. Ta fascynacja zdecydowała o wyborze studiów i specjalizacji. W połowie lat 20. Lewis zaczął wykładać literaturę staroangielską w Oksfordzie. Tu poznał innych intelektualistów, podobnie jak on zafascynowanych pogańskimi sagami. Wśród nich był J.R.R. Tolkien, z którym Lewisa połączyła głęboka przyjaźń.
Bo się kobiet bał
Kto wie, czy nie była to najważniejsza przyjaźń w dziejach literatury XX wieku? Tolkien pisał o tej przyjaźni jako o „długu niemożliwym do spłacenia”. Lewis był pierwszą osobą, którą zapoznał z wymyślaną przez siebie krainą mitów – Śródziemiem – i gdyby nie entuzjastyczne zainteresowanie Lewisa, Tolkien być może nigdy nie zabrałby się do rozwijania jej do „Władcy Pierścieni”. Dla obu przyjaźń był ucieczką od problemów osobistych. Życie rodzinne Tolkiena – ojca czwórki dzieci – pozornie było wzorowe. Jednak między bujającym w chmurach pisarzem a jego zapracowaną przy dzieciach żoną narastał chłód. Paradoksalnie, Tolkien nawrócił na chrześcijaństwo Lewisa w momencie, w którym wiarę straciła jego żona – nie miał z nią jednak kontaktu dość bliskiego, by nawrócić i ją.
Lewis z kolei ze swojego okresu dojrzewania wyniósł wiele traumatycznych doświadczeń. Molestowany w szkole przez starszych kolegów stał się panicznym homofobem: chodził w pogniecionych spodniach, bo uważał, że tylko homoseksualiści używają żelazka. I jednocześnie chorobliwie bał się kobiet – zła wiedźma z „Opowieści z Narnii” to jedna z wielu takich postaci w jego literaturze. Szukał więc towarzystwa mężczyzn, ale najlepiej żonatych i dzieciatych, by uniknąć wszelkiego podejrzenia.
W sobotę 19 września 1931 r. Lewis zaprosił na kolację Tolkiena i Henry’ego Dysona z uniwersytetu w Reading. Przeibeg wydarzeń znamy wyjątkowo dokładnie, jej trzej uczesnicy zostawili bowiem liczne opisy: Tolkien i Lewis napisali o niej wiersze. Wiesz Tolkiena zatytułowany był „Mythopoeia” (dosłownie „Tworzenie mitów”), wiersz Lewisa „Addison’s Walk”, od ścieżki, którą trzej przyjaciele spacerowali podczas rozmowy – która stała się dla Lewisa jego drogą do Damaszku.
Podczas kolacji i późniejszego spaceru przyjaciele rozmawiali o micie i metaforze. Lewis zawsze doceniał rolę mitu w literaturze, upierał się jednak przy tym, że mit z definicji nie może być prawdziwy. Mity są „bezwartościowymi kłamstwami, chociaż zaprawionymi słodyczą”. Tolkien protestował: „O nie, to nie są kłamstwa!”. Powiew wiatru przerwał im rozmowę, strącając z drzew tak wiele liści, jakby padał ich deszcz. Tolkien wykorzystał to do ilustracji swojego rozumowania.
„Patrzysz na drzewa, nazywasz je ‘drzewami’, wcale się nad tym nie zastanawiając – powiedział. – Dla ciebie drzewo jest po prostu rośliną, ale tę nazwę nadali mu ludzie, dla których świat roił się od mitologicznych istot, dla których ziemia była łonem, z którego wyszło wszelkie życie, w tym drzew”.
Lewis zgadzał się z tym, ale podkreślił, że to wciąż nie dowodzi prawdziwości mitu. „Skoro człowiek pochodzi od Boga, to także pochodzą od niego wytwory jego wyobraźni” – ciągnął Tolkien, z czym Lewis zgodził się, w 1929 roku już bowiem dopuszczał istnienie Boga, choć nie w wydaniu chrześcijańskim. „Tworząc mity, człowiek współtworzy więc Boże dzieło, a jego mity mają w sobie coś z wiecznej prawdy”.
Bóg jako poeta
Dla Lewisa najważniejszym mitem jednak był mit Chrystusa-odkupiciela. „W jaki sposób życie i śmierć Kogoś Innego (kimkolwiek by był)( dwa tysiące lat temu może zbawić nas tu i teraz?” – ironizował. Tolkien w odpowiedzi odwołał się do pradawnego mitu umierającego Boga obecnego w wielu kulturach. Lewis od dawna fascynował się pogańskim mitem skandynawskiego umierającego i odradzającego się boa Baldra. – To jest przykład mitu – powiedział Tolkien – w którym w roli poety wystąpił sam Bóg.
„Dyson i Tolkien dowiedli mi – opisywał to potem Lewis – że zupełnie nie miałem nic przeciwko idei ofiary, jeżeli natrafiłem na nią w jakimś pogańskim opowiadaniu (…) gdziekolwiek poza Ewangeliami. Otóż historia Chrystusa jest po prostu prawdziwym mitem. Mitem oddziałującym na nas w ten sam sposób co pozostałe, lecz z tą kolosalną różnicą, że on wydarzył się naprawdę”.
Około trzeciej w nocy Lewis był już przekonany.
W krótce napisał do przyjaciela – tego samego, któremu w 1916 roku dowodził nieistnienia Boga – taki list: „Właśnie przeszedłem od wiary w Boga do zdecydowanej wiary w Chrystusa – w chrześcijaństwo. Spróbuję Ci to wyjaśnić kiedy indziej. Miała z tym wiele wspólnego moja długa nocna rozmowa z Dysonem i Tolkienem”.
Od kolacji do fantasy
Bez tej nocnej rozmowy nigdy nie powstałyby „Opowieści z Narnii”. W książkach z tego cyklu wyraźnie widać podejście Lewisa do mitu i religii. W Narnii występują fantastyczne istoty zaczerpnięte z różnych kultur (centaury, taury, fauny, minotaury), które jednocześnie żyją w świecie będącym kolejnym wcieleniem prawdziwego mitu Ewangelii – mitu Boga, który umiera po to, by się odrodzić.
Dla Tolkiena ta rozmowa też oznaczała więcej niż tylko inspirację do napisania wiersza o prawdziwości mitu. On sam również dzięki niej zrozumiał, po co właściwie od kilku lat szkicuje do szuflady mitologię nieistniejącej krainy co po latach zaowocuje „Hobbitem” i „Władcą Pierścieni”.
http://prorok.pl/lewis/art-1044,0.html