Witaj! Szczęść Boże!

Blog ten powstał po to, byśmy wzrastali w wierze zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego: U wszystkich ochrzczonych, dzieci i dorosłych, po chrzcie wiara powinna wzrastać. (...)Przygotowanie do chrztu stawia człowieka jedynie na progu nowego życia. KKK 1254

Myślę, że bez wiary wszystko traci sens – Jerzy Dudek.

Jerzy Dudek
Urodzony w 1973 roku. Były bramkarz reprezentacji Polski, jeden z największych talentów w polskiej piłce, swego czasu czołowy zawodnik na tej pozycji w Europie. Zrobił prawdziwą furorę w holenderskim Feyenoordzie, a później w angielskim Liverpoolu z którym sięgnął po Puchar Ligi Mistrzów. Potem przeniósł się do najsłynniejszego klubu świata – Realu Madryt, w którym zakończył swoją karierę. Jego macierzystym klubem jest Concordia Knurów.


Czy grając w piłkę nożną za pieniądze można jeszcze mówić o wartościach, ideałach sportu czy chodzi wyłącznie o zarabianie?
- Rzeczywiście w piłce są bardzo duże pieniądze ze względu na jej popularność. Wszyscy na niej zarabiają: telewizja, gazety, kluby piłkarskie i sami zawodnicy. A to nie zawsze wpływa pozytywnie na kształtowanie charakterów, szczególnie młodych zawodników. Myślę że trzeba wykazać się ogromną siłą charakteru, żeby zachować w tym wartości, żeby dać radę uchronić ideały. Teraz bardziej niż kiedykolwiek trzeba się uzbroić w siłę, wytrzymałość psychiczną, żeby dać sobie radę. Bo to nie tylko o pieniądze chodzi, to tylko jedna strona medalu, drugą jest wpływ mediów na ludzi otaczających sportowców i na nich samych. A pokus w życiu jest bardzo dużo.

A co Panu pomogło nie ulec tym pokusom?  
Chyba to, że mój charakter był kształtowany w kręgu osób twardo stapiających po ziemi. Pochodzę ze Śląska, wychowałem się między blokami, zaakceptowałem, że będę górnikiem… To wszytko złożyło się na mój dystans do tego, co robię i jak żyję teraz. Ale łatwo jest pogubić się, kiedy nagle przychodzi popularność, duże pieniądze. Mogło więc być inaczej.

Szczególnie, że niewielu Pana kolegom z tego środowiska udaje się zachować rodzinę czy nawet wiarę…
- Cóż, to nie dotyczy tylko sportowców. Tam gdzie są pieniądze, np. w biznesie, też są podobne problemy. Znam dyrektorów potężnych firm, którzy mają kłopoty w rodzinie, z hazardem, z pokusami życia bogatych ludzi, więc to nie tylko sportowców dotyczy. Ja natomiast właśnie dzięki rodzinie mogłem być bardziej odporny na te zewnętrzne naciski czy uwarunkowania. Moja rodzina potrafiła mnie ochronić, dać mi schronienie. Zawsze miałem gdzie wrócić, uciec, schronić się.

Pomogła też uchronić wiarę?
- W wierze byłem wychowany od początku i staram się teraz przekazywać ją moim dzieciom, bo nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci były wychowywane inaczej. Myślę że bez wiary wszystko traci sens. Nawet porażki czasem dużo łatwiej wytłumaczyć sobie dzięki temu, że człowiek jest wierzący.

Dostanie się na szczyt nie ułatwia trwania przy Dekalogu…
- Nie tylko w piłce jest takie zagrożenie, gdzie indziej wcale nie jest dużo lepiej. Czy gdzie indziej jest np. mniej rozwodów niż wśród sportowców? Choć rzeczywiście w sporcie ostatnio jest ogromnie kreowany status gwiazdy i jest to mocno celebrowane. Nie jest to łatwe. Dlatego trzeba mieć oczy szeroko otwarte i np. zauważyć chłopaków z Brazylii, którzy są doskonałymi piłkarzami, a wszyscy bardzo gorąco wierzą w Jezusa. To pozwala im nie odrywać się zbytnio od życia codziennego, starać się twardo stąpać po ziemi. Choć nie jest łatwo być cały czas na świeczniku. Jeśli mówimy o wybitnych piłkarzach, wielkiej piłce i ekstremalnych warunkach dotyczących kontaktu sportowca z mediami, to na to naprawdę trzeba być odpornym. Wiara pomaga nie dać się zwariować, choć takie życie na pewno nie ułatwia przestrzegania Dekalogu. Szczególnie bardzo młodym ludziom, którzy nagle zaczynają zarabiać duże pieniądze, stają się popularni, ciągle w świetle fleszy.

Czy znani piłkarze zdają sobie sprawę z ciążącej na nich odpowiedzialności, że ich postawa ma wpływ na tysiące młodych chłopców na całym świecie?
- W wielu klubach pracuje się nad tym, żeby zawodnicy taką świadomość mieli. Tak naprawdę nie chodzi tylko o samą grę w piłkę nożną, ale także o postawę. Bo młodzi rzeczywiście naśladują gwiazdy sportu. W Feyenoordzie i Liverpoolu przechodziłem takie szkolenia. Wtedy też pierwszy raz zacząłem się udzielać charytatywnie na rzecz dzieci z zespołem Downa.

A miał Pan kiedyś wątpliwości, że może niemoralne jest, że ci „współcześni gladiatorzy” są aż tak wysoko opłacani.
- Aktorzy w Hollywood zarabiają dużo większe pieniądze, a piłkarze wcale nie są gorszymi aktorami. Kwestia pieniędzy zawsze będzie dyskusyjna, bez względu na to o kim mowa. Tak to już jest, że ludzie chcą igrzysk, widowiska i są w stanie dużo za nie zapłacić. Ale rzeczywiście czasami sam zastanawiam się, czy tak powinien być urządzony świat? Jest wiele rzeczy, na które nie potrafimy logicznie odpowiedzieć, ani wytłumaczyć, na jakich zasadach to działa.

Nie uważa Pan jednak, że w szkoleniu młodych piłkarzy większy nacisk kładzie się teraz na rywalizację i wygrywanie niż na zasady fair play i uczciwość?
- Niewątpliwie nacisk na wynik powinien być drugorzędny. W wieku jedenastu czy dwunastu lat, jeśli chce się wygrać za wszelką cenę, to potem będzie się robiło wszystko, żeby oszukać kolegę. Ale nowe metody treningowe też będą przychodzić z Europy, to wszystko będzie musiało być, prędzej czy później, wdrożone u nas w życie.

A jakie zasady Pan uważa za najważniejsze?
- Dla mnie najważniejszy jest szacunek dla przeciwnika. Wygrać? Tak! Ale z szacunkiem dla przeciwnika. Za każdym razem, kiedy wychodzę na boisko to staram się traktować swojego partnera tak, jak sam chciałbym być traktowany. A drugie, i to wpajam swoim dzieciom, to zawsze starać się pomóc, kiedy inny człowiek potrzebuje pomocy.
Rozmawiali: Małgorzata Tadrzak-Mazurek, ks. Andrzej Godyń SDB

Całość wywiadu: http://lubczasopismo.salon24.pl/pl24/post/415228,dla-mnie-nie-bylo-innej-drogi-rozmowa-z-jerzym-dudkiem