Kiedy spotkałem się z Melem Gibsonem, aby wstępnie porozmawiać,
powiedziałem do niego: “Chcesz, abym zagrał Jezusa, prawda?”. A on na
to: “No… tak”. Następnego dnia zadzwonił i trzykrotnie próbował mi to
jednak wyperswadować. A ja mówię: “Ale Mel, dlaczego starasz się mnie od
tego odwieść?”. Odpowiedział: “Bo to może być koniec twojej kariery. To
może być też koniec mojej kariery, i wszystkich, którzy się do tego
zabiorą. Czy ty rozumiesz, co ja chcę z tym filmem zrobić?”.
Rozmowa z Jamesem Caviezelem (“Cienka czerwona linia”) – aktorem, odtwórcą roli Chrystusa w filmie “Pasja” Mela Gibsona
Thomas Szyszkiewicz: – Jak to jest grać swojego Pana i Mistrza?
James Caviezel: – Z jednej strony jestem tym zaszczycony; ale z
drugiej zastanawiam się: Dlaczego wybrałeś właśnie mnie, Panie, mnie,
takiego grzesznika? Ale ponieważ zostałem wybrany, próbowałem
koncentrować się raczej na wyrażaniu wdzięczności za ten fakt. Myślę,
że ludzie nie rozumieją tego, iż właściwie cały czas podczas realizacji
filmu czułem się bardzo niezręcznie. Kiedy skończyliśmy nagrywanie,
naprawdę się ucieszyłem. Było to bowiem bardzo trudne do zniesienia. Na
koniec robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia – objąłem Mela ramieniem, a on
mnie i powiedział: “Och, prawie skończyliśmy”, i nagle poczułem, jak
zaczął cały drżeć, spuścił głowę i się rozpłakał. Może ludzie źle to
odbiorą, ale ja wcale tak się nie czułem, bo to wszystko było mi już
obojętne. Mnie po prostu wszystko straszliwie bolało.
-Czy czuł Pan, że zaczyna myśleć tak jak Chrystus, tak jak to opisuje św. Paweł?
- Modliłem się raczej, żeby ludzie nie widzieli mnie, ale Jezusa,
jako że jedyną moją motywacją, by grać w tym filmie, było pragnienie,
aby świat się nawrócił. I bezustannie odmawiałem Różaniec, żeby Matka
Boża prowadziła mnie do swojego Syna. Nikt, i mówię to z całym
przekonaniem, nikt dotąd nie przedstawił Męki Chrystusa w ten sposób.
Według mnie, jest to najbardziej autentyczna wersja, jaka dotąd została
zrealizowana. Podobno około 2 milionów ludzi ma zobaczyć ten film. Ale
żaden z nas nie robił tego dla pieniędzy, to było naprawdę z miłości.
Nic mi za to nie zapłacono, Mel też nie dostał pieniędzy. Wszyscy
ofiarowali swój czas za darmo – bo robili to z miłości.
- Naprawdę? Nikt nie dostał ani grosza?
- Naprawdę. Jeśli film coś zarobi, to wówczas dostaniemy swoją część.
Ale tak się robi większość filmów. Mam przeczucie, że “Pasja” to
najwspanialszy film, jaki kiedykolwiek zrealizowano, ale według mnie to
jest coś więcej niż tylko film. Kiedy się go ogląda, nie można nie
postawić pytania: Czy to jest film, czy też medytacja?
- Patrząc na swój dorobek filmowy, nie zadaje Pan sobie
czasem pytania: Czy naprawdę powinienem był zagrać w tym lub tamtym
filmie?
- Zadaję sobie takie pytanie w przypadku każdego filmu.
- Nawet w przypadku “Pasji”?
- Nie, jestem całkowicie przekonany, że w tym filmie miałem zagrać,
nawet jeśliby miał on być ostatnim. Kiedy spotkałem się z Melem
Gibsonem, aby wstępnie porozmawiać, powiedziałem do niego: “Chcesz, abym
zagrał Jezusa, prawda?”. A on na to: “No… tak”. Następnego dnia
zadzwonił i trzykrotnie próbował mi to jednak wyperswadować. A ja mówię:
“Ale Mel, dlaczego starasz się mnie od tego odwieść?”. Odpowiedział:
“Bo to może być koniec twojej kariery. To może być też koniec mojej
kariery, i wszystkich, którzy się do tego zabiorą. Czy ty rozumiesz, co
ja chcę z tym filmem zrobić?”. I ja mu wtedy powiedziałem: “Słuchaj, to
jest tak: każdy z nas jest wezwany do niesienia swojego krzyża. Jeśli go
nie będziesz nieść, to ten krzyż cię przygniecie i zmiażdży. Moja
ostateczna odpowiedź brzmi: tak, zagram Jezusa”. I tak to było.
- Na pewno nie była to wygodna rola do grania…
- Może jeślibyśmy kręcili film w studiu, a nie w warunkach
naturalnych na zboczu góry, mniej bym się namęczył. Ale gdybym nie
wycierpiał tego, co było mi dane wycierpieć, nigdy nie byłbym w stanie
właśnie tak zagrać sceny ukrzyżowania. W pewnych momentach czułem się
dokładnie tak, jakbym miał za chwilę umrzeć na krzyżu.
- Rzeczywiście wydawało się Panu, że może Pan umrzeć?
- Tak. Na krzyżu lodowaciałem z zimna, dwa tygodnie hipotermii dzień w
dzień. W ogóle nie czułem ramion i trząsłem się straszliwie, nie do
opanowania. Gdy mnie umieszczono na krzyżu, myślałem, że umrę z bólu,
tak mnie bolały barki i ramiona, tym bardziej, że wybiłem sobie bark
podczas niesienia krzyża. Dwa razy dosięgły mnie smagnięcia podczas
biczowania i wiele razy dostałem biczami podczas samego niesienia
krzyża. Nie byłem w stanie nawet upuścić krzyża, gdy już nie miałem
siły, bo był tak ciężki. (…) Każdego dnia działo się coś nowego, a nie
tak jak to bywa, że ma się przerwę po treningu. Wstawałem o drugiej w
nocy, żeby charakteryzatorzy zdążyli na rano. Osiem godzin
charakteryzacji, w ciągu dnia znów dodatkowe dwie godziny
charakteryzacji, a potem wieczorem, żeby wszystko zmyć z siebie,
następne dwie godziny.
- To znaczy, że 12 godzin dziennie zajmowała tylko sama charakteryzacja?
- Tak, tyle trwała charakteryzacja, ale oprócz tego trzeba było to
utrzymać na ciele – tysiące różnych chemikaliów itd. Czasami okazywało
się, iż nie miałem zdjęć danego dnia mimo ucharakteryzowania. Wtedy
przysypywano mnie talkiem, okręcano ręcznikiem i tak szedłem spać. A
swędzi to okropnie. To tak jak po spieczeniu na słońcu, w ogóle nie
można spać. A w czasie charakteryzacji, podczas tych porannych godzin,
nie można było odpocząć, bo musiałem stać z rozkrzyżowanymi ramionami i
kiedy przysypiałem na stojąco, to mnie od razu charakteryzatorzy
przywoływali do porządku. Mogłem to wytrzymać tylko dzięki temu, że w
tym czasie odmawiałem Różaniec. Głowa mi pękała, bo widziałem tylko na
lewe oko. Skurcze w szyi chwytały bezustannie. Ostatniego dnia
kręciliśmy scenę Kazania na Górze i uderzył we mnie piorun. Ludzie
krzyczeli, bo włosy mi stanęły dęba. A ci, którzy tam byli, mówili, że
nie widzieli pioruna, ale widzieli, jak ja cały zostałem ogarnięty
światłem. Porażenie elektryczne dotknęło jednak tylko mojej głowy, ale
nie doszło do serca.
- Cała realizacja filmu brzmi jak głębokie doświadczenie duchowe…
- Zanim rozpoczęliśmy zdjęcia do filmu, powiedziałem Melowi: “Musimy
codziennie uczestniczyć we Mszy św. Zanim wezmę ten krzyż, zanim
wejdziemy na plan, ja muszę mieć Najświętszą Eucharystię w sobie”. I
codziennie przystępowałem do spowiedzi św. Ktoś kiedyś powiedział, że
najgorsze grzechy to grzechy zaniedbania. I to jestem właśnie ja – nie
kocham wystarczająco. Poprosiłem o różne relikwie i wszystkie dostałem, i
wszystkie miałem cały czas w swojej przepasce biodrowej: św. Franciszka
z Asyżu, św. Marii Goretti, św. Antoniego z Padwy, św. o. Pio i nawet
Anny Katarzyny Emmerich, jak również dwie cząstki prawdziwego Krzyża
Świętego.
- A jaka była atmosfera na planie w porównaniu z innymi Pana filmami?
- Prawdę mówiąc, miałem szczęście współpracować z doskonałymi ekipami
przy wielu produkcjach. Ale mimo wszystko, proszę powiedzieć, jak
często jest odprawiana Msza św. na planie przed rozpoczęciem zdjęć? Albo
czy zdarza się, że można kogoś z ekipy wziąć pod rękę i powiedzieć:
“Hej Mel, może byśmy dzisiaj w czasie przerwy obiadowej odmówili
wspólnie Różaniec?”. Czasem spacerowałem z Melem, a ludzie myśleli, że
ucinaliśmy sobie pogawędki, czekając, aż kamerzyści będą gotowi, a tu
proszę, wspólna dziesiątka Różańca. Myśleli: “Muszą sobie dokładnie
przedyskutować tę scenę”, a nikt nie wpadł na pomysł, że my się po
prostu modlimy…
- Czyli było inaczej aniżeli na planach innych filmów?
- Oczywiście. Ale tak musiało być. To wszystko to była po prostu
nieodłączna część realizacji filmu. Powiedziałem: “Mel, musimy uważać na
słowa. Nie chcę przeklinać czy się złościć, gdy mam grać Chrystusa”.
Więc w większości wypadków po prostu milkłem i zaczynałem się modlić.
Nieustannie odmawiałem Różaniec albo medytowałem nad liturgicznymi
czytaniami z danego dnia. To była część procesu. Tak samo spowiedź św.
Pamiętam, że pewnego dnia byłem wściekły podczas charakteryzacji, byłem
wykończony i już nie miałem siły. Wstałem i powiedziałem: “Nie, już nie
mogę tego znieść!”, i walnąłem głową w ścianę. “Ludzie! Czuję się
bardziej jak Lucyfer, a nie jak Jezus!”. A zebranym dookoła
charakteryzatorom powiedziałem: “Jeśli to moje zachowanie może mieć zły
wpływ na wasze nawracanie się, to po prostu patrzcie na mnie jak na
osobę w czasie ataku szatana”. Czasem już nie mogłem. Podobnie było z
Melem. Jakieś dwa miesiące po rozpoczęciu zdjęć obaj zachorowaliśmy na
jakąś dziwną chorobę płuc; można by pomyśleć – nic tylko SARS. Myślałem
też, że to może mononukleoza. A lekarz stwierdził: “To jakaś forma
zapalenia płuc, która chce się usilnie dostać do płuc, ale na razie jest
poza płucami i dlatego tak bardzo boli cię kręgosłup i całe ciało”.
- Jest Pan głęboko wierzącym katolikiem, aktorem. Czy wielu
jest wierzących, którzy chcieliby robić to, co Pan? Czy w Hollywood jest
miejsce dla katolików?
- Duch Święty każdego prowadzi inaczej, trzeba Mu być posłusznym. Ja
nie miałem najmniejszego pojęcia o tym, co mogę osiągnąć. Wiele razy
byłem wystawiany na próby duchowe, jeśli chodzi o przyjęcie jakiejś
roli, która mogłaby mi zapewnić sukces. Jednak wiedziałem, jaka jest
moja wiara i że tego nie zmienię, że się nie zaprzedam, bo to jestem ja.
To jest moja dusza. Tu w Hollywood jest wielu katolików, którzy według
mnie nie wierzyli, że wiara ich może zaprowadzić tam, gdzie chcieli być.
A ja odkryłem, że Matka Boża zaprowadzi Cię o wiele dalej, aniżeli
mogłeś sobie nawet wyobrazić. Myślałem sobie: Ale fajnie! Jestem w
“Cienkiej Czerwonej Linii”! Hurra! Pracować z jednym z najlepszych
reżyserów na świecie. Już Pan Bóg czegoś lepszego ofiarować mi nie może.
A Pan Bóg przyszedł do mnie i powiedział: “Czy zechciałbyś zagrać
mojego Syna?!”. (…)
- Wspomniał Pan o cierpieniu, o rzeczywistym bólu w trakcie kręcenia “Pasji”.
- Tak, cierpienie do granic możliwości, a zarazem wewnętrzne
poczucie, że jednak jest się w stanie to znieść. Marzłem na krzyżu, nie
czułem ramion i gdy krzyczałem “Eli, Eli lema sabachtani?”, myślałem
sobie: “Wygląda na to, Panie, że jest Ci zupełnie obojętne, czy my ten
film zrobimy czy nie, czy zaraz się ten krzyż przewróci i potoczy się
tysiąc metrów w dół tym stromym zboczem czy nie. Wcale Cię to nie
interesuje”. I właśnie to wykrzyczałem, bo tak mnie strasznie bolało. I
po tym ciężkim dniu Mel przegląda ujęcia i mówi: “No, cóż, musimy całą
tę scenę zrobić jeszcze raz”. A ja: “Ale dlaczego? Dlaczego? Przecież to
było świetne!”. A Mel na to: “Bo krzyż się rusza w tę i z powrotem.
Jeżeli widać, że się krzyż rusza, to uwaga widza będzie skupiona na tym,
że się krzyż rusza, a nie na Tobie. Musimy to zrobić jeszcze raz”.
Pomyślałem sobie: “O, nie…”. Dobiło mnie to. Ale Mel dalej: “Teraz
widzę, jak można lepiej to ująć, pod jakim kątem itd., bardziej
interesująco”. A ja nic, tylko w myślach: “Nie, nie, ja naprawdę nie
chcę już tego robić”. Ale trzeba się było przemóc… Rozmawiałem kiedyś z
moim kolegą, który zdobył złoty medal na 800 m. Powiedziałem mu: “Ja
przed zawodami w szkole średniej tak byłem przejęty, że nic nie mogłem
jeść”. A on: “To normalne”. Ja na to: “Ale często miałem też taką pokusę
w trakcie biegu, żeby się potknąć, przewrócić i potem powiedzieć,
mogłem wygrać, ale się przewróciłem, niestety”. A mój kolega
odpowiedział wtedy: “Właśnie w trakcie tego biegu, gdy zdobyłem złoto,
taki mnie ból chwycił, że myślałem, że stanę i już sobie odpuszczę, ale
gdybym to zrobił właśnie wtedy, to nigdy bym nie zdobył złotego medalu”.
- Podobnie w życiu chrześcijanina…
- Właśnie. I tak też było w czasie kręcenia tego filmu, i tak jest w
całym biznesie filmowym. Ten, kto wytrwa, kto wycierpi najwięcej,
najwięcej osiągnie. Szatan ci czasem mówi: “Hej, hej, za dużo
pracujesz”, i zaczyna ci kadzić, jaki to jesteś utalentowany, jak wiele
możesz sam. Wkrótce przestajesz służyć Panu Bogu i wtedy twoja praca
staje się zupełnie bez znaczenia. Jestem przekonany, że cała moja
kariera, że wszystko jest darem od Pana. To tak jak z rolnikiem.
Codziennie wychodzi na pole, pracuje wytrwale, ale równocześnie modli
się i prosi: Panie, ześlij deszcz, ale nie za dużo, Panie, daj słońce,
ale nie za dużo. I on wie, że nie ma nad tymi rzeczami żadnej,
absolutnie żadnej kontroli. A złe siły ci podpowiadają: “Masz nad
wszystkim władzę, wszystko możesz kontrolować”. A przecież tak nie jest,
trzeba się modlić, trzeba się poddać woli Bożej
http://poslaniec.pl/archiwum/61/pl/wydarzenie.php
POLECAMY WYWIAD Z JAMESEM
http://wzrostwiary.blogspot.com/2014/03/wywiad-z-jimem-caviezela-odtworca-roli.html