Witaj! Szczęść Boże!

Blog ten powstał po to, byśmy wzrastali w wierze zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego: U wszystkich ochrzczonych, dzieci i dorosłych, po chrzcie wiara powinna wzrastać. (...)Przygotowanie do chrztu stawia człowieka jedynie na progu nowego życia. KKK 1254

św. Jan Maria Vianney o grzechu

Grzech jest katem Boga i zabójcą duszy. Wyrywa nas z nieba i rzuca w przepaście piekła. A mimo to lubujemy się w nim! Cóż za szaleństwo! Gdybyśmy dobrze sobie z tego zdawali sprawę, żywilibyśmy  taki wstręt do grzechu, że nie bylibyśmy w stanie go popełnić.


Jakże  jesteśmy  niewdzięczni!  Bóg  pragnie  naszego szczęścia. Jedynie  w  tym  celu dał  nam swoje przykazania. Prawo Boże jest czymś wielkim i szerokim. Król Dawid śpiewał, że znajduje w nim rozkosz, i że jest ono dla niego cenniejszym skarbem niż wszystkie  inne bogactwa. Cieszył się z drogi, którą kroczył, gdyż znajdował w niej upomnienia Pańskie18.

Bóg pragnie naszego szczęścia, lecz my nie chcemy iść Jego drogą.  Odwracamy się od Niego i oddajemy się diabłu. Uciekamy przed naszym Przyjacielem i popełniamy grzech;  nurzamy się w błocie. Raz wdepnąwszy w bagno, nie umiemy sami z  niego wyjść.

Gdybyśmy widzieli w tym ryzyko dla naszych ziemskich dóbr, prędko szukalibyśmy ratunku,  ponieważ  jednak  chodzi  o  duszę,  tkwimy  w  bagnie.  Przychodzimy  do spowiedzi,  skupiając  się  przede  wszystkim  na  wstydzie,  jakiego  doznamy. Spowiadamy się pospiesznie. Wielu ludzi spowiada się, lecz niewielu się  nawraca. Tak to jest. Niewielu bowiem spowiada się ze łzami skruchy w oczach.

Nieszczęście  nasze  polega  na  tym,  że  nie  zastanawiamy  się  nad  swoim postępowaniem. Gdyby powiedzieć komuś, kto pracuje w niedzielę, młodzieńcowi, który  poszedł tańcować, albo pijakowi wychodzącemu z gospody: „Cóżeś uczynił? Czy  wiesz,  że  ukrzyżowałeś  Chrystusa?"  odpowiedzieliby  pewnie  zdumieni,  że nawet  im  to  przez  myśl  nie  przeszło. Gdyby to nam  przyszło  do  głowy  przed popełnieniem grzechu,  ujrzelibyśmy całą jego potworność i nie bylibyśmy w stanie uczynić nic złego.

Cóż złego uczynił nam Bóg, że Go tak zasmucamy, i od nowa skazujemy na śmierć Tego, który wykupił nas z piekła? Trzeba, aby wszyscy grzesznicy, którzy zamierzają oddać  się  swoim  żądzom, spotkali na swej drodze  Pana,  jak  Piotr,  któremu  On rzekł:  Do Rzymu idę,  by mnie ukrzyżowano raz wtóry. Może to dałoby im coś do myślenia.

Święci  wiedzieli,  jak  wielką  obrazą  Boga  jest  grzech.  Niektórzy  z  nich  przez  całe życie  opłakiwali swe grzechy. Święty Piotr płakał nad nimi nawet w chwili śmierci. Święty Bernard wołał: „Panie! Panie! To ja przybiłem Cię do krzyża!"

Grzech  jest  wyrazem  pogardy  wobec  Boga,  gestem  ukrzyżowania  Go.  Jakaż  to wielka  strata  widzieć  potępione  dusze,  które  Pan  nasz  odkupił  za  cenę  tak strasznych cierpień!  Cóż złego Pan nam uczynił, że traktujemy Go w taki sposób? O, gdyby biedni potępieni mogli wrócić na ziemię, gdyby mogli stanąć tu zamiast nas!

Jesteśmy głupcami. Sam Bóg zwraca się do nas, a my przed Nim uciekamy! Pragnie naszego  szczęścia,  lecz  my  tym  szczęściem  gardzimy.  Przykazuje  nam,  byśmy  Go kochali,  a  my  oddajemy  się  całym  sercem  diabłu.  Czas  dany  nam  na  zbawienie duszy  wykorzystujemy na to, aby ją zatracić. Wojujemy z Bogiem środkami, które On sam dał nam, byśmy nimi Mu służyli.

Gdybyśmy spojrzeli na krucyfiks, kiedy obrażamy Boga, usłyszelibyśmy Pana pytającego nas z głębi swej boskiej duszy: „A zatem i ty chcesz należeć do grona mych  wrogów? Znów chcesz Mnie  ukrzyżować?" Spójrzcie na Ukrzyżowanego Pana i powiedzcie sobie: oto ile kosztowało Go  odkupienie zniewagi, jaką moje grzechy wyrządziły Bogu. Oto Bóg przychodzi na ziemię, by stad się ofiarą za moje grzechy, Bóg  cierpi, znosi udręczenia duszy i umiera, gdyż zechciał ponieś karę za nasze zbrodnie.

Wpatrujmy się w krzyż i zobaczmy, jakim złem jest grzech i jak bardzo winniśmy go nienawidzić. Wejrzyjmy w siebie i zobaczmy, co możemy zrobić, aby zadośćuczynić za złe czyny, jakie popełniliśmy w naszym nędznym życiu.

W chwili śmierci Bóg spyta  nas:, „Dlaczego  Mnie tak obrażałeś, skoro tak bardzo cię  umiłowałem?" Jakież to straszne! Obrażać Boga, który zawsze czyni nam tylko dobro, i  dawać satysfakcję diabłu, który może nam tylko wyrządzać krzywdę. Istne szaleństwo!

Czyż nie jest szaleństwem, że mogąc kosztować już w tym życiu radości niebieskich przez  zjednoczenie  z  Bogiem  w  miłości,  wybierać jednak  pakt  z  diabłem,  przez który dobrowolnie skazujemy się na bycie godnym jedynie piekła?

Nigdy nie zrozumiemy do końca tego szaleństwa, nigdy dość nie będziemy nad nim płakać. Wydaje  się, jakby biedni grzesznicy z taką niecierpliwością oczekiwali wyroku swego potępienia i życia  wiecznego w towarzystwie diabłów, że sami go na siebie wydają.

Nieba, piekła i czyśćca można zakosztować już na ziemi. Czyściec jest w duszach, które jeszcze nie  umarły dla siebie; piekło jest w sercach bezbożników i bluźnierców; niebo zaś w duszach doskonałych, które żyją zjednoczone z Panem.

Człowiek żyjący w grzechu upodabnia się do zwierzęcia. Zwierzę nie ma rozumu, kieruje się instynktem. Podobnie człowiek, który upodabnia się do zwierzęcia, traci rozum i pozwala się  kierować żądzom swego ciała.  Znajduje upodobanie w jedzeniu, piciu i próżnościach tego świata,  które ulotne są niczym wiatr. Żal mi tych biedaków, którzy gonią za wiatrem w  polu, niewiele  zyskują,  przepłacają stokrotnie swój marny zysk, oddają bowiem szczęście wieczne w zamian za nędzne przyjemności tego świata.

Jak smutna jest dusza   stanie  grzechu ciężkiego! Jeśli w tym stanie umrze, wszystkie jej zasługi  przed  Bogiem nie będą miały żadnej wartości. To dlatego diabeł tak się cieszy, kiedy dusza trwa w grzechu, wie bowiem, że pracuje ona dla niego i jeśli w tym stanie umrze, będzie należeć do niego. W grzechu dusza nasza jest parszywa, zgniła i żałosna.

Myśl, że Bóg na nią patrzy, powinna sprawić, że człowiek zacznie się sam sobie baczniej przyglądać. Jaką przyjemność czerpiemy z grzechu? Żadną. Śnią nam się potem koszmary, że diabeł nas  porywa i wrzuca w  przepaście piekła. Trzymajcie się lepiej mocno Boga, uciekajcie się do sakramentu pokuty,  a będziecie spać spokojnie jak aniołki. Jaką łaską jest budzić się w nocy, by się modlić. Na usta cisną się  wówczas  same  słowa  dziękczynienia, z łatwością wznosimy się ku wyżynom nieba, jak orzeł wzbijający się w przestworza.
Spójrzcie, jak grzech degraduje człowieka. Z istoty stworzonej do miłowania Boga czyni demona,  który na wieki będzie Go przeklinał. Gdyby Adam, nasz praojciec, nie zgrzeszył i gdybyśmy sami nie  grzeszyli każdego dnia, jakże bylibyśmy szczęśliwi! Równi bylibyśmy w szczęściu świętych w niebie, a na ziemi nie byłoby nikogo nieszczęśliwego. Jakże to byłoby piękne!

W rzeczy samej to grzech ściąga na nas wszystkie klęski, głód, trzęsienia ziemi, pożary,  gradobicia,  mróz, burze i wszystko, co nas zasmuca i unieszczęśliwia. Człowiek w stanie grzechu jest zawsze  smutny. Cokolwiek robi, jest  znudzony i wszystkim zniechęcony. Człowiek zaś cieszący się Bożym  pokojem jest zawsze radosny i ze wszystkiego  zadowolony. Boimy  się  śmierci.  To  grzech  sprawia,  że boimy się śmierci. To grzech czyni śmierć  okropną i straszną. To  grzech  budzi przerażenie w duszy złoczyńcy stającego na progu  straszliwego dla przejścia do wieczności.

A jest czym się przerazić! Można doznać wstrząsu na myśl, że jest się potępionym, i to potępionym przez Boga! Dlaczego? Z jakiego powodu ludzie wystawiają się na niebezpieczeństwo potępienia przez Boga? Z powodu złych myśli, butelki wina czy paru  chwil przyjemności. Stracić  duszę, stracić  niebo na zawsze dla paru chwil przyjemności...

Ujrzymy wstępujących do nieba z ciałem i duszą naszych bliskich, ojca, matkę, siostrę, sąsiada, którzy żyli tuż obok nas, z którymi dzieliliśmy naszą codzienność, lecz których nie potrafiliśmy naśladować, podczas gdy sami wtrąceni zostaniemy z duszą i ciałem do piekła, by tam stad się pastwą diabłów.  Wszystkie bowiem diabły, za radą  i  podszeptami których szliśmy w życiu, przyjdą znęcać się nad nami...

Co byście pomyślały, moje dzieci, widząc człowieka ustawiającego wielki stos i gromadzącego drewno, który by wam powiedział: „Szykuję sobie stos, na którym spłonę"? I co byście powiedzieli,  widząc, że podkłada ogień i rzuca się w płomienie? Popełniając grzech, robimy dokładnie to samo.

To nie Bóg wtrąca nas do piekła, wiodą  nas tam nasze własne grzechy. Potępiony powie: „Utraciłem Boga, własną duszę i niebo. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina!" Na chwilę wyrwie się  z  płomieni, by zaraz potem znów spać na rozżarzone węgle. Wciąż będzie czuł pragnienie  poszybowania w górę, gdyż zawsze będzie czuł potrzebę wzniesienia się do Boga Najwyższego, który  go stworzył, jak ptak zamknięty w pokoju wzlatuje pod sufit, uderza o powałę i spada na ziemię.  Sprawiedliwość  Boża jest sufitem, o który potępieni nieustannie się rozbijają.

Istnienia piekła nie trzeba nikomu udowadniać. Pan  Jezus opowiedział uczniom przypowieść o  potępionym bogaczu, który wołał: „Łazarzu,  Łazarzu!". Doskonale wiemy, że piekło istnieje, lecz  żyjemy tak, jakby nie istniało. Sprzedajemy swoją duszę za kilka srebrników.

Odsuwamy nawrócenie na koniec życia. A  któż nam zagwarantuje, że będziemy mieli dość sił i czasu w tej niebezpiecznej godzinie, której lękali się wszyscy święci, skoro całe piekło wówczas staje do ostatniego ataku, widząc, że jest to jego ostatni bój o duszę?

Są też ludzie, którzy tracą wiarę i piekło widzą dopiero w chwili, kiedy stają na jego progu.  Zaprawdę, gdyby grzesznicy pomyśleli o wieczności, o potworności piekła, natychmiast  by  się  nawrócili.  Minęło  już  ponad  sześć  tysięcy  lat  od  chwili,  kiedy Kain poszedł do piekła19. I nie przestaje tam wciągać kolejnych dusz.
18Por. Ps 119,14-15.
19 Autor zakłada, że Kain został potępiony. Przyjmuje też tradycyjny pogląd, że ludzie, od  czasów Adama, czekali cztery tysiące lat na przyjście Mesjasza (uwaga red.).